HENRYK RYDZ

Warszawa, 29 maja 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Henryk Rydz
Imiona rodziców Józef i Maria Stelmarczyk
Data urodzenia 28 sierpnia 1906 r. w Warszawie
Zajęcie robotnik
Wykształcenie szkoła powszechna
Miejsce zamieszkania Warszawa, al. Niepodległości 132/136
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W dniu 2 sierpnia 1944 roku około godziny 17.00 do domu, gdzie mieszkałem, przy alei Niepodległości 132/136 w Warszawie wpadli SS-mani z oddziału stacjonującego w Stauferkaserne, wołając, by wszyscy mieszkańcy wyszli. Następnie grupę około stu osób – kobiet z dziećmi i mężczyzn – zaprowadzili pod eskortą na podwórze koszar przy ul. Rakowieckiej. Tam ustawiono mężczyzn pod ścianą oznaczoną na okazanym mi szkicu literą b (okazano świadkowi szkic sporządzony przez świadka Grzelskiego). Kobiety ustawiono osobno w głębi podwórza. Jednocześnie wyprowadzono z piwnic około 40 mężczyzn, którzy – jak się później dowiedziałem – byli zatrzymani 1 sierpnia. Grupę tę dołączono do nas, staliśmy twarzą do ściany z rękami podniesionymi w górę. Za nami słyszałem trzaski. Tak staliśmy godzinę.

Później ktoś mi opowiadał, iż trzaski, które słyszałem z tyłu, pochodziły stąd, iż Niemcy ustawili na nas karabiny maszynowe. Ja tego nie widziałem, ponieważ nie wolno było obracać się, a dokoła nas stali uzbrojeni SS-mani. Ostatecznie podobno oficer przyniósł inny rozkazi po dwóch godzinach część grupy ulokowano w budynku d, część w budynku c. Ja trafiłem do budynku d. W tym czasie pozostali sami mężczyźni, kobiety wcześniej zostały zwolnione do domu. Będąc w budynku, zauważyłem, że niektóre osoby po rozmowie z oficerem SS wychodziły. Później dowiedziałem się, iż około 20 osób zamożniejszych po porozumieniu się z oficerami SS przeszło do budynku b. Tam również w innej sali zostało 127 osób. W salach budynku c było więcej mężczyzn. Ilu, nie wiem. Pewna liczba uprzywilejowanych osób była jeszcze w budynku b. W piwnicach Polaków nie było.

Daty nie pamiętam, pierwszego czy drugiego dnia pobytu na sali d, przyszedł podoficer SS i oznajmił, iż jako odwet za zamordowanie przez powstańców w szpitalu przy ul. Bema rannych Niemców zginie 30 Polaków, z tego 15 z naszej sali. Następnie na oko wybierał na sali ofiary, po czym 15 mężczyzn zostało wyprowadzonych. Między innymi został zabrany Michalak, imienia nie znam, dozorca domu przy ul. Kwiatowej, numeru nie pamiętam.

Gdzie i kiedy zostało rozstrzelanych tych 15 mężczyzn, nie wiem.

Wieczorem tego dnia pod murem budynku b Niemcy rozstrzelali 24 mężczyzn z domu przy ul. Narbutta, w odwet za to, iż z domu tego padł strzał do patrolu niemieckiego. Nazwisk osób zamordowanych nie znam. Zaraz po egzekucji SS-mani wzięli z naszej sali 10 mężczyzn dla sprzątnięcia zwłok. Byłem w tej dziesiątce. Trupy zakopaliśmy na terenie więzienia przy ul. Rakowieckiej.

Wiosną 1945 roku PCK przeprowadził ekshumację tej mogiły i innych mogił z tego terenu. Będąc wtedy na terenie więzienia widziałem, iż były tam dwa doły świeżo zakopane, zwłoki 24 osób zakopywaliśmy w trzecim dole już wykopanym.

Po 5 sierpnia 1944, daty nie pamiętam, SS-mani zabrali ośmiu mężczyzn z naszej sali, mnie w ich liczbie. Poprowadzili nas na tyły koszar, na wał równoległy do budynku c. Leżały tam cztery trupy mężczyzn ubranych po cywilnemu. Nikogo nie rozpoznałem. Wszyscy mieli strzał oddany w tył głowy. Zwłoki te zakopaliśmy o 250 m poza terenem koszar, na Polu Mokotowskim, równolegle do budynku a.

Skąd zabici mężczyźni byli przyprowadzeni na egzekucję, nie wiem.

Niedługo po opisanym fakcie, daty nie pamiętam, Niemcy wywołali mnie i innego mężczyznę z sali d, dali nam łopaty i poprowadzili na tyły, nieco bliżej do koszar, od miejsca grobupoprzednio opisanego. Równocześnie przyprowadzili młodego mężczyznę, obdartego, z kolanami powydzieranymi jakby od czołgania się, nazwiska nie znam. Mężczyznę rozstrzelali, po czym musieliśmy go pochować na terenie koszar pod murem, naprzeciw podwórza bliżej budynku a.

Czy mogiły te są ekshumowane, nie wiem. Miejsce mógłbym wskazać.

W dniu, gdy był pierwszy zrzut aliantów dla Warszawy, razem z innymi mężczyznami z naszej sali na rozkaz Niemców podpalałem szpital-więzienie przy ul. Rakowieckiej. W pewnej chwili podoficer SS zawołał nas i zobaczyliśmy w dole kanalizacyjnym leżących nogami do góry czterech zastrzelonych mężczyzn. Trupy na rozkaz podoficera SS wrzuciliśmy do płonącego szpitala. Okazało się iż pięciu więźniów z mokotowskiego więzienia ukryło się w piwnicach. W tym dniu czterech zostało zastrzelonych, a zwłoki ich właśnie wrzuciliśmy do ognia, piąty nazwiskiem Sowiński był ujęty i zaprowadzony do koszar na naszą salę. Już po moim wyjeździe do Niemiec słyszałem, że Sowiński ostatecznie został przez Niemców powieszony. Możliwe, iż oprócz opisanych przeze mnie egzekucji, były inne jeszcze, lecz ja wiedziałem tylko o wyżej opisanych. Masowych egzekucji poza 15 mężczyznami z naszej sali w początkach sierpnia 1944 nie było.

Daty nie pamiętam, około 10 sierpnia, przybyło do koszar gestapo i wybrało na oko 40 mężczyzn z sali c, których zabrano samochodami. Prócz tego zabrani byli mężczyźni w liczbie około 15 osób, trzymani w oddzielnym pokoju.

Nie wiem ściśle, ale zdaje mi się, iż mogli to być mężczyźni wybrani spomiędzy nas w początkach sierpnia, między którymi podałem, iż był mój znajomy Michalak. Tych 40 i 15 mężczyzn nie wróciło dotąd, ślad o nich zaginął. Pomiędzy 40 osobami był zabrany Janosik, imienia nie znam, z zawodu furman, mieszkał przy ul. Wiśniowej, numeru nie pamiętam. Nazwisk innych zabranych nie znam.

22 sierpnia podoficer SS wywołał wszystkich mężczyzn z naszej sali na podwórze, i tutaj wybierał starszych, których dołączył do transportu ludności cywilnej zgrupowanego na ul. Rakowieckiej. Miałem wtedy 39 lat i mnie także SS-man odstawił do grupy, która miała wyjechać.

Po przejściu przez obóz w Pruszkowie, zostałem wysłany do obozu w Duisburgu.

Głównym komendantem w Stauferkaserne był ObersturmführerBaumeister. Ponadto było kilku oficerów SS wyższej rangi, np. Patz, który był zastępcą Baumeistera. W czasie, gdy przebywałem w koszarach, liczba zatrzymanych tam Polaków wynosiła około 300 osób. Skład był zmienny, Niemcy uwalniali starsze osoby, doprowadzali niemal codziennie, czasem kilka razy dziennie grupy osób z ul. Kazimierzowskiej, Wiśniowej i innych w kolejności zajmowania tych ulic.

Odczytano.