WITOLD GŁUCHOWSKI

Witold Głuchowski
kl. VIa

Moje przeżycia z czasów wojny

Wojna zaczęła się w 1939 r. Miałem wtedy sześć lat. W radiu nadawano o zbliżających się samolotach niemieckich. Wiadomości te bardzo ludzi trwożyły. Zgromadzono i pakowano żywność, szykując się do ucieczki.

Już od kilku dni od zachodniej strony ciągnęły nieprzerwanym sznurem wozy z ludzkim dobytkiem, taksówki, ludzie – piesi, na rowerach, jak kto mógł. Miejscowi wynosili im wodę do picia, której zawsze było za mało. Niektórzy wynosili chleb albo gotowaną potrawę. Ponieważ mieszkamy przy ulicy, ciągle wstępowano do nas na odpoczynek. Sami spaliśmy w sadku, w schronie.

Raz przyszło 20 żołnierzy, którym gotowaliśmy obiad, bo dawno nie jedli gotowanego. Wtedy przyjechał mój wujek z ciotecznym bratem i przywieźli wiadomość od mamusi. Mamusia była w Warszawie, a tatuś w wojsku.

Kiedyś nocowało kilku panów, którzy nic o swoich rodzinach nie wiedzieli. Na wierzchu mieli ubranie cywilne, a pod spodem wojskowe. Jeden z nich ukląkł przy otwartym oknie i tak się modlił, że aż łzy mu leciały z oczu. A inny ani mówić nic nie mógł, ani jeść z żalu. Na drugi dzień wczesnym rankiem nas pożegnali. Mnie jeden mocno przycisnął do siebie, całował i jednocześnie płakał, bo mówił, że jestem podobny do jego syna.

Następnego dnia było pierwsze bombardowanie. Z naszego schronu widać było dym z palących się stodół. Wkrótce potem przechodziło przez Radzyń wojsko, w którym był tatuś. Tatuś był taki zmieniony, że gdy go zobaczyliśmy z daleka, że idzie do nas, to zamknęliśmy się i nie chcieliśmy otworzyć, bo byliśmy sami w domu. Gdy się odezwał, dopiero po głosie [go] poznaliśmy i puściliśmy. Tatuś miał nogi pokaleczone. Na drugi dzień musiał doganiać swój oddział, ale niedługo wrócił z mamusią.

Wkrótce wkroczyli Niemcy. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Zaczęły się aresztowania. W 1942 r. przyszła kolej na pocztę, gdzie pracował tatuś. Nie mogąc pracować w takim ciągłym naprężeniu, wyjechał z Radzynia, a wkrótce umarł. Zostało nas w domu sześcioro rodzeństwa, mamusia i ciocia.

Gdy Niemcy uciekali, a Radzyń zdobywały wojska sowieckie, najstarsza siostra i ciocia zostały zabite. I znów był ciągły strach o życie, bo Niemcy chcieli zostawić wszystko w gruzach. Uciekliśmy na wieś, a po tygodniu wróciliśmy z powrotem.