Dnia 24 kwietnia 1948 r. w Warszawie, członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:
Nazywam się Władysław Tarkowski, syn Ignacego i Władysławy z d. Wyspiańskiej, urodzony 23 czerwca 1885 r. we wsi Olsa, powiat Bobrujsk, wyznanie rzymskokatolickie, narodowości i przynależności państwowej polskiej, z zawodu lekarz medycyny, chirurg, zamieszkały w Płocku, ul. Sienkiewicza 41.
2 sierpnia 1944 roku około godziny 8.00 oddział SS stacjonujący w Stauferkaserne przy Rakowieckiej w Warszawie wypędził z domów ludność cywilną z ulic Rakowiecka, Narbutta, części Fałata, Kazimierzowska i okolicznych aż do Madalińskiego. Razem ze sparaliżowaną żoną Antoniną zostałem zabrany z domu przy ulicy Narbutta 39. SS-mani wypędzili nas brutalnie i krzyczeli […]. Na podwórzu koszar znaleźliśmy się razem z kilku tysiącami ludności cywilnej. Kobiety i dzieci zostały zwolnione i rozeszły się po domach. Wśród mężczyzn szerzyły się pogłoski, iż pozostajemy jako zakładnicy. W pewnej chwili, nie wiem skąd, zaczęto strzelać tuż nad naszymi głowami. Byłem pewny, iż nastąpi egzekucja, było to jednak tylko dla nastraszenia. Część mężczyzn wylegitymowano i ostatecznie rozprowadzono grupami. Zupełnie przypadkowo znalazłem się w sali, gdzie znajdowali się profesorowie, inżynierowie i ludzie raczej zamożni. Sala mieściła się w pierwszym skrzydle budynku, położonym od strony Śródmieścia. Byłem jedynym lekarzem czynnym na terenie koszar. W pierwszych dniach mego pobytu tam chodziły pogłoski, iż Niemcy wybierają mężczyzn na rozstrzelanie.
Konkretnie. Konkretnie o tym nic nie wiem.
Około 9 sierpnia (daty dokładnie nie pamiętam) w południe wszystkich więźniów wyrzucono z drugiego skrzydła budynku koszar. Znalazłem się w tłumie wyrzuconych. Z grupy więźniów Niemiec w ubraniu cywilnym, jak wszyscy mówili: gestapowiec z alei Szucha 25, wybrał grupę około 30 mężczyzn (nazwisk nie znam). Wybierał raczej inteligentów i młodych. Grupę zabrano na samochody, po czym nikt z niej się nie odnalazł. Rodziny zabranych mówiły mi, iż na aleję Szucha nie dopuszczono ich z żywnością.
Zdarzało się w ciągu sierpnia, iż doprowadzano na podwórze koszar grupy ludności po kilkadziesiąt osób, które wyprowadzano z koszar, po czym grupy te ginęły.
Konkretnie pamiętam, iż w połowie sierpnia przyprowadzono mieszkańców domu położonego na rogu ul. Narbutta i Kwiatowej. Przypuszczam, iż zabrano grupę do gestapo w alei Szucha.
W pierwszym dniu pobytu zauważyłem na ścianie pierwszego skrzydła budynku koszar ślady kul na wysokości wzrostu człowieka na odcinku kilkunastu metrów oraz pod spodem ciemne ślady przesypane piaskiem, jak sądzę, ślady krwi. Kiedy i kogo rozstrzeliwano, tego nie wiem.
Komendantem oddziału zajmującego koszary był Obersturmführer SS Patz. Prócz tego, funkcje bliżej nieokreślone, lecz jak sądzę polityczne kierownictwo, pełnił komisarz, jak ogólnie mówiono Baumeister imieniem Rudolf, nazwiska nie znam. Był to mężczyzna średniego wzrostu, gruby, chodził ubrany po cywilnemu. Baumeister był złodziejem, okradał więźniów i kradł rzeczy z mieszkań. Widziałem, jak bił mężczyznę, który miał zabandażowaną głowę, Baumeister podejrzewał niesłusznie, iż jest on powstańcem.
Życzliwie odnosił się do Polaków SS-man Aleksander Liedke.
Po tygodniu pobytu w koszarach zwrócił się do mnie więzień Wierzbicki (były inspektor Czerwonego Krzyża w Poznaniu), żebym został lekarzem przy punkcie sanitarnym, który pod pozorem grzebania zabitych udzielałby pomocy lekarskiej ludności cywilnej pozostającej jeszcze w mieszkaniach. Ewakuacja ludności cywilnej z okolicznych ulic zaczęła się dopiero około 15 sierpnia, ostatecznie została zakończona w końcu sierpnia. Punkt sanitarny uzyskał pozwolenie grzebania zwłok w kwadracie ulic Narbutta, Niepodległości, Rakowieckiej i Wiśniowej, później teren ten rozszerzono do ulic Boboli i Puławskiej. Powstańcy znajdowalisię na ulicy Madalińskiego. W czasie przeglądu dzielnicy nam wyznaczonej oprócz ciał osób zabitych przypadkowo, w dwóch miejscach znalazłem zwłoki, które ze względu na rany głowy robiły wrażenie specjalnie rozstrzelanych. W bramie domu przy ulicy Narbutta 42 znalazłem trupy dwóch kobiet najwidoczniej rozstrzelanych. W podwórzu domu numer 47 przy ulicy Narbutta (róg Kwiatowej), w dole po wapnie zastałem cztery czy pięć ciał mężczyzn i kobiety. Odniosłem wrażenie, iż były to zwłoki osób zastrzelonych. Kolumna sanitarna sporządzała protokoły i zapisywała nazwiska, o ile znaleziono przy ciałach dokumenty.
Wierzbicki swoje sprawozdanie z naszej działalności złożył w Czerwonym Krzyżu w Warszawie.
Począwszy od połowy sierpnia 1944 koło koszar przechodziły codziennie tłumy ludności cywilnej wyrzuconej z Czerniakowa i dolnego Mokotowa, pędzonej na Dworzec Zachodni. Nasz punkt sanitarny udzielał pomocy. Rozdawaliśmy chleb i lekarstwa.
W drugiej połowie września całą kolumnę sanitarną Niemcy zamknęli w domu na rogu ulicy Kazimierzowskiej i Rakowieckiej i zatrudnili nas jako robotników. Około 15 września (daty dokładnie nie pamiętam) po załadowaniu na samochody ciężarowe rzeczy z mieszkań ludności cywilnej dla komisarza, kazano nam jechać do Nadarzyna, gdzie rzeczy wyładowaliśmy.
Udało mi się wtedy opuścić grupę.
Na tym protokół zakończono i odczytano.