Barbara Orzechowska
Wisznice, pow. Włodawa
19 czerwca 1946 r.
Moje przeżycia wojenne
Nasze okolice nie ucierpiały mocno [podczas] przejścia frontu. Toteż gdy Niemcy zaczęli się usuwać w stronę Białej, powynosiliśmy niektóre rzeczy z domu, ażeby w razie pożaru nie spaliły się. W sadzie był schron, w którym siedzieliśmy wszyscy. Gdy byłam w schronie, to bardzo się bałam, gdyż kule przelatywały nad nami i miałam wrażenie, że spadną na nas. W nocy Niemcy podpalali baraki, w których były materiały wojenne, gdyż nie chcieli, ażeby to wpadło w ręce Sowietów. Od palącego się baraku zapaliły się drzewa i dzwonnica. Wtedy zdawało się mi, że niedługo zacznie się palić rynek i nasza ulica. Na szosach było słychać straszny wark[ot] samochodów i motocykli, na których uciekali Niemcy.
Gdy wyszłam rano ze schronu, zobaczyłam patrol sowiecki, za którym bez przerwy posuwały się oddziały piechoty i motoryzacji. Potem od strony Łomaz słychać było huki armat i gdy Niemcy cofnęli się do Białej, jeszcze kilka razy w nocy musiałam uciekać do schronu, gdyż bombardowali okolicę. I gdy Niemcy cofnęli się do Wisły, wszystko wróciło do normalnego życia.