CZESŁAW JAKUBOWSKI

Warszawa, 4 marca 1950 r. Janusz Gumkowski, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Czesław Jakubowski
Data i miejsce urodzenia 14 lipca 1910 r. w Warszawie
Imiona rodziców Piotr i Regina z d. Sobierańska
Zawód ojca murarz
Przynależność państwowa polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie 4 klasy szkoły powszechnej
Zawód dozorca
Miejsce zamieszkania ul. Miedzeszyńska 108 m. 11
Karalność niekarany

Od początku powstania warszawskiego przebywałem w mieszkaniu moim przy ul. Miedzeszyńskiej nr 108. Do 23 sierpnia 1944 roku, czyli do chwili, kiedy Niemcy wywieźli nas (tak mężczyzn, jak i kobiety) do Pruszkowa, na całym terenie Saskiej Kępy do ul. Francuskiej Niemcy nie dokonali żadnej zbrodni.

Przez pierwsze dni na Saskiej Kępie było słychać strzały, ale potem zupełnie ucichło. Ponieważ dom nasz stał w pobliżu mostu Poniatowskiego, na którym stała niemiecka artyleria przeciwlotnicza, nie mieliśmy całkowitej swobody ruchu. Niemcy do ukazującej się na ulicach ludności strzelali. 7 sierpnia (daty nie jestem zupełnie pewny) około godz. 4.00 rano otoczyli nasz dom i zaczęli dobijać się do bramy. Gdy żona moja Maria otworzyła im bramę, wpadli z bańkami z benzyną. Kazali wszystkim mężczyznom (było nas 14) wyjść na ulicę i stanąć pod ścianą domu. Kobiety zapędzili na strych. Dom chcieli podpalić.

Lokatorka naszego domu Larysa Zajączkowska (zam. obecnie nadal w naszym domu nr mieszkania 4), która umiała mówić po niemiecku, dowiedziała się, że Niemcy ci – wehrmachtowcy – przyszli wykonać egzekucję, za to, że podobno z naszego domu padły strzały, które zabiły na wale oficera i szofera niemieckiego. Mężczyzn miano rozstrzelać, dom podpalić. Dzięki interwencji jednego z żołnierzy, zdaje się Austriaka, który przychodził parę razy do naszego domu na patrol (dom nasz był wysoki, trzypiętrowy i ze strychu można było obserwować Warszawę), a który dnia tego stał na warcie na wale i widział podobno, skąd padły strzały, zostaliśmy uratowani. Po rozmowie z panią Zajączkowską żołnierz ten powiedział oficerowi kierującemu egzekucją, że wskaże dom, z którego padły strzały. Po chwili zobaczyliśmy, że pali się narożny dom przy ul. Jakubowskiej i Estońskiej. Podobno znaleziono w nim łuski od kul. Lokatorów w domu tym nie było.

13 sierpnia z terenu zamkniętego z jednej strony wałem, a z drugiej ul. Francuską, Niemcy zaczęli wyrzucać ludność, zostawiając w domach jedynie matki z małymi dziećmi. Ponieważ moja żona zostawała, więc i ja zostałem, ukrywając się w piwnicach. Niemcy często przychodzili do naszego domu i sąsiednich, wyciągając jeszcze tych, którzy pozostali.

23 sierpnia wyrzucali ludność z pozostałych terenów Saskiej Kępy. Tego dnia byłem w domu przy ul. Walecznych 62, u swego kolegi. Stąd Niemcy zabrali mnie razem z resztą ludności. Wyprowadzili nas na Dworzec Wschodni, skąd przewieźli do Pruszkowa, a stamtąd do Niemiec, do obozu w Stutthofie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.