JÓZEFA SZUBARCZYK

Józefa Szubarczykówna
kl. Vb
Wisznice, pow. Włodawa
19 czerwca 1946 r.

Moje przeżycia wojenne

W sobotę 21 lipca 1944 r. nadchodził do nas front. Każdy się bał, było mocno słychać bicie armat.

Koło wieczora szosą szło wojsko. Samochody jechały, ludzie stali gromadami i patrzyli się. W niedzielę żołnierze na koniach jeździli i oglądali, gdzie można stać, a za nimi jechali [inni] z wozami i amunicją. Do nas dużo przyjechało, wszędzie stali, w stodole stały konie, a na podwórzu wozy.

Koło południa, jak już dobrze Sowieci strzelali, każdy sobie szukał schronu. Tatuś z bratem kopał schron. Ja poszłam do koleżanki. Zobaczyłam samoloty krążące nad nami i uciekłam do domu. Niemcy łamali gałęzie i nakrywali [nimi] wozy. U nas dużo nałamali wiśni. Żołnierze chodzili z dużymi szpulami i rozciągali telefon po polu. Tatuś się pytał, czy będą tutaj długo, a oni mówili, że tylko przez dzień. Ja z mamusią nosiłam do schronu wszystko, co było w domu. Bałam się siedzieć w domu, bo Sowieci byli blisko i bili z armat.

Pod wieczór wszyscy poszliśmy do schronu, były nas trzy rodziny. Nabraliśmy dużo jedzenia i wody. W nocy ja usnęłam i nic nie słyszałam. Rano wstałam, Niemców nie było. Sąsiadowi zabrali konia. Po drogach było dużo popalonych samochodów. Koło południa przyszli Sowieci.