Warszawa, 28 marca 1950 r. Janusz Gumkowski, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Edward Paszkowski |
Data i miejsce urodzenia | 5 stycznia 1909 r., Karczew, pow. Garwolin |
Imiona rodziców | Wawrzyniec i Józefa z d. Węzińska |
Zawód ojca | robotnik |
Przynależność państwowa | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | umie się podpisać |
Zawód | robotnik |
Miejsce zamieszkania | ul. 11 Listopada 64 m. 16 |
Karalność | niekarany |
Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy ul. 11 Listopada 64. Niemcy stacjonowali w koszarach po nieparzystej stronie naszej ulicy. Naprzeciw naszego domu stacjonował Wehrmacht, piechota, przy ul. Ratuszowej – SS-mani. Pierwszego dnia powstania powstańcy z ul. Praskiej zaczęli strzelać w kierunku koszar. Niemcy czołgami podjechali na ul. Praską i św. Wincentego, otoczyli ich i wybili. Kilka domów na ul. św. Wincentego zostało spalonych.
Ludność, którą powstanie zastało na ulicy, zaczęła dobijać się do bram, które Niemcy kazali pozamykać. Jednak dozorcy wpuszczali ludzi. W domu nr 12 przy ul. Letniej dozorca otworzył bramę kilku mężczyznom (nie wiem, czy powstańcom), którzy rzucili granat zaczepny w kierunku oddziału niemieckiego idącego od ul. Stalowej do koszar. Granat nie zrobił Niemcom żadnej szkody, ale ci – rozwścieczeni – wpadli do tego domu. Tutaj znaleźli już tylko dozorcę i syna właściciela domu, Juliana Zakrzewskiego (zam. obecnie w Łodzi). Niemcy zabrali obu do koszar. Zakrzewskiemu udało się wydostać stamtąd po udowodnieniu, że wraca z pracy, dozorca został zastrzelony podstępnie po wypuszczeniu z koszar, gdy wchodził do bramy domu przy Letniej 12.
Wielu dozorców domów zostało pobitych przez Niemców za to, że mimo zakazu otwierania bram powpuszczali ludność znajdującą się przypadkowo na ulicy. Dowiedziałem się o tym już po powstaniu, rozmawiając z pobitymi dozorcami, nazwisk już nie pamiętam.
Mężczyźni z całej Pragi byli zabierani do Niemiec. Mnie udało się, że nie dostałem się do transportu. Niemcy otaczali ulicę i wybierali wszystkich mężczyzn na punkt zborny przy rogu Ratuszowej i 11 Listopada. Ja byłem wzięty do grupy, która pracowała na Grochowie przy okopach. Po paru dniach udało mi się z trzema jeszcze mężczyznami wrócić do domu w celu zmienienia bielizny. Do pracy już nie wróciłem. Ukryłem się do przyjścia wojsk radzieckich na nasz teren.
Na tym protokół zakończono i odczytano.