Warszawa, 5 kwietnia 1950 r., Janusz Gumkowski, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje
Imię i nazwisko | Eleonora Woźniakowska z d. Białek |
Data i miejsce urodzenia | 14 maja 1916 r. w Warszawie |
Imiona rodziców | Leon i Maria z d. Szatkowska |
Zawód ojca | robotnik |
Przynależność państwowa | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | szkoła powszechna |
Zawód | rencistka |
Miejsce zamieszkania | ul. Marywilska 3 m. 4 |
Karalność | niekarana |
Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy ul. Marywilskiej 3. Od pierwszego dnia powstańcy ze szkoły technicznej, znajdującej się przy pętli tramwajowej przy ul. Piotra Wysockiego, ostrzeliwali czołgi niemieckie jadące ul. Toruńską.
2 sierpnia rano około godz. 9.00 czy 10.00 na rogu ul. Marywilskiej i Toruńskiej zatrzymał się czołg niemiecki. Niemcy, jakiej formacji nie wiem, w zielonych mundurach, uzbrojeni, zaczęli dobijać się do bramy, która prowadziła z ulicy na podwórko naszego domu, a która dnia tego była zamknięta. Drzwi prowadzące od podwórka do sieni były także zamknięte. Niemcy po dostaniu się na podwórko zaczęli rzucać granaty w sień. Mieszkańcy naszego domu przebywali wówczas w piwnicy – w „schronie”, gdyż wejście Niemców na nasze podwórze poprzedziła silna strzelanina. Po rozwaleniu drzwi kazali nam wszystkim wyjść z piwnicy, grożąc wrzuceniem granatu. Wyszliśmy na podwórze. Mężczyzn Niemcy zatrzymali, kobietom kazali się rozejść. Ja wbiegłam do mieszkania po marynarkę mego męża, w której miał papiery. Zobaczyłam wówczas, że mieszkanie się pali. Wróciłam więc je ratować. Po chwili wszedł za mną Niemiec z karabinem wycelowanym we mnie i kazał mi wychodzić. Na podwórzu nie było już nikogo. Mężczyźni stali na ulicy. Niemcy poprowadzili ich na róg ul. Toruńskiej i Piotra Wysockiego pod ścianę oficyny, na małe pólko kartofli, naprzeciw straży pożarnej. Kazali im stanąć frontem do ściany. Widziałam jeszcze, idąc ul. Piotra Wysockiego w stronę pętli tramwajowej, że Niemiec zaczął celować do mężczyzn, widziałam, że mąż mój Roman Woźniakowski pada, ale zdawało mi się, że nie jest zabity. Strzałów już nie słyszałam. Odnalazłam niektóre kobiety z naszego domu. Gdy tylko się uciszyło, gdy czołgi niemieckie odjechały, wróciłyśmy na miejsce zbrodni. W kartoflach leżały ciała zabitych mężczyzn z naszego domu: mego męża – Romana Woźniakowskiego, ojca – Leona Białka, ojca właściciela domu – Jana Gniadka, właściciela domu – Wacława Gniadka; Pawłowskiego, Bielawskiego, Bobińskiego – razem siedem osób. Prócz tego zginął niedaleko miejsca tej zbrodni, zabity przez Niemców z czołgu, syn Śmieszkowej – lokatorki naszego domu. Dnia tego więc, czyli 2 sierpnia 1944 roku Niemcy dokonali zbrodni na ośmiu cywilnych mężczyznach.
O żadnych innych zbrodniach dokonanych przez Niemców w czasie powstania na naszym terenie nie słyszałam.
Na tym protokół zakończono, odczytano.