IRENA SADOWSKA

Irena Sadowska
kl. VI
Wisznice, pow. Włodawa, woj. lubelskie
21 czerwca 1946 r.

Przeżycia z czasów okupacji niemieckiej

Wojna jest strasznym wrogiem narodu. Właśnie teraz przeżyliśmy straszną wojnę z Niemcami. Aż po prostu serce kraje się z trwogi, gdy się przypomną chwile okupacji niemieckiej.

Gdy Niemcy tylko wkroczyli do naszej Ojczyzny, obchodzili się nieźle z Polakami, lecz niedługo to trwało. Zaraz kazali zdać radia i broń, a jeśli ktoś nie zdał, w straszny sposób męczyli lub zabijali. Wielkie krzywdy ponosili Polacy i co roku przyrastało tych krzywd więcej. Gdy już czuli Niemcy bat spadający na nich, zbudowali ogromne piece w Lublinie, w których palono ludzi. Najstraszniej było wtedy, gdy samoloty nadleciały nad Białe i Brześć, bo było to w nocy i strasznie się paliło. Polacy z cierpliwością, choć z nienawiścią [skierowaną przeciw] Niemcom, znosili wszystkie cierpienia. Największą krzywdę [Niemcy] nam zrobili, gdyż mój tatuś został zabity przez tych przeklętych Szwabów w 1943 r.

Ale przyszedł czas i na tych złoczyńców. Oto w 1944 r. w lipcu zbliżył się ku nam front. Niemcy jak wściekłe psy biegali rozgniewani to w tę, to w ową stronę. Aż w niedzielę 22 lipca 1945 r. o godz. 16.00 rozległ się głośny huk, wywołany przez armatę rosyjską. Ogromnie wszyscy się przestraszyliśmy i powynosiliśmy cenniejsze rzeczy z mieszkania do okopu. Sami na razie wróciliśmy do mieszkania, ale niemożliwie było siedzieć w mieszkaniu, bo tylko szyby drżały od silnego strzelania, więc cała nasza rodzina wyszła z mieszkania i poszła do okopu.

Nadeszła noc nieszczęśliwa wojskom niemieckim, w której musieli się wycofać dalej na zachód. Noc ta była ciemna, lecz jej ciemności rozwidniały rozrywające się pociski i palące się osiedla.

Lecz niedługo nadszedł dzień nam radosny i wesoły. Nie widać już było wstrętnych postaci szwabskich, tylko dobiegały jakieś obce rozmowy. Byli to już Rosjanie, a front daleko już był, tylko dobiegały ciche głosy huków frontowych. Gdy już front niemiecki przeszedł, Niemcy podłożyli minę na szosie, bo myśleli, że już będą szli Rosjanie. Lecz tak nie było, jeszcze jechał jeden samochód niemiecki i najechał na tę minę, wszystko poszło w górę, nawet [śladu] nie było [po tym] wojsku, które było na tym samochodzie, a z samochodu leżały gdzieś daleko od szosy tylko odłamki żelaza. Choć spalił się nawet jeden dom, Pan Bóg dał, że wszyscy zostali ocaleni. Tylko nieszczęśliwy tatuś został rozstrzelany przez tych wstrętnych szwabów.