Zuzanna Sokołowska
kl. VII
Wisznice, 19 czerwca 1946 r.
Moje najważniejsze przeżycie wojenne
W 1944 r. przy końcu lipca dzień był smutny. Już od rana wszędzie było słychać strzały, wybuchy. We wsi panował ruch i zamieszanie. Każdy przygotowywał się do frontu, który miał zaraz nastąpić. Ludzie zakopywali lepsze rzeczy do ziemi albo wynosili z zabudowań do sadów, ogrodów, obawiając się pożaru. Z dobytkiem chowali się po lasach. Ja wypędziłam świnie w olszyny.
Strzały słychać było coraz to bliżej. Część ludzi uciekała do lasu, a reszta została koło domów. Ja z mamą zaczęłyśmy wynosić sprzęty z domu do ogrodu, a tuż koło nas gwizdały kule: jedna, druga, trzecia. Ja zaczęłam krzyczeć do mamy i uciekłyśmy do okopu. Niemcy, widząc nadchodzące wojska rosyjskie, zaczęli podpalać domy, stodoły, chcąc zemścić się na odchodne. Patrzyłyśmy z okopu – cała wieś w płomieniach.
W okopie duszno, dzieci płaczą, nad nami gwiżdżą kule, granaty padają tuż za nami. Ziemia sypie się do okopu. Nikt już nie myślał, że wyjdzie z okopu żywy. Tymczasem wojska rosyjskie zaczęły się posuwać bliżej wsi, rozpoczęła się zawzięta walka z obu stron. My, widząc grożące niebezpieczeństwo, uciekamy do lasu. Biegniemy skrętami, koło nas gwiżdżą kule, padają pociski. Z wielkim strachem dobiegłyśmy do lasu i tam skryłyśmy się pod drzewami. Jednak niedługo trwała zawzięta walka. Niemcy zaczęli wycofywać się ze wsi, a wojska rosyjskie weszły śmiało i odważnie do wioski, bardzo wesołe, że zwyciężyły strasznego wroga całej Europy.