Barbara Michalska
kl. III
II Państwowe Liceum i Gimnazjum
im. Marii Konopnickiej we Włocławku
woj. pomorskie
Jak uczyłam się w czasie okupacji
1939 r., który przyniósł ze sobą tyle nieszczęść, zaznaczył się i w moim życiu wielkimi zmianami. Wyjeżdżając bowiem z Gdyni, gdzie mieszkałam od pięciu lat, do Włocławka, na kilka dni przed rozpoczęciem się wojny, nie przypuszczałam, że tak długo nie będę jej mogła oglądać i że nie wrócę więcej w progi mojej szkoły, w której przez cztery lata się uczyłam.
Przerwa w nauce trwała do września 1940 r., wtedy bowiem siostry urszulanki, których kilka zostało jeszcze wówczas we Włocławku, zgodziły się uczyć mnie wraz z moją kuzynką.
Mimo to trudności były duże, gmach szkolny zajmowali Niemcy cywilni, zmieniając go na rodzaj pensjonatu, drugi zaś [budynek], nowy, [wykorzystywano] jako koszary. Siostrom pozostała zaledwie sala na drugim piętrze i w niej właśnie odbywała się nauka.
Ze względu na niebezpieczne sąsiedztwo Niemców trzeba było powziąć pewne środki ostrożności. Nauka nie mogła się odbywać o jednej godzinie, musiała być prowadzona półgłosem, a każde wejście musiało być upozorowane przyniesieniem jakiegoś koszyka, dzbanka itd.
Książek i zeszytów nie można było nosić w rękach. Ponieważ jednak miałyśmy dwa komplety książek [przeznaczonych] dla piątego oddziału szkoły powszechnej, więc jeden trzymałyśmy w domu, a drugi w szkole, zeszyty natomiast nosiłyśmy ukryte w wewnętrznych kieszeniach palta, specjalnie w tym celu uszytych. Jednocześnie uczyłyśmy się tylko dwie, ponieważ większa liczba [osób] zwróciłaby uwagę i naraziła [nas wszystkich] na niebezpieczeństwo. Nauka po polsku była surowo zabroniona przez wrogie władze.
W maju 1941 r. skończyłyśmy piątą klasę i przerwałyśmy naukę.
Szóstej klasy nie kończyłam już we Włocławku, gdyż ze względu na zabranie przez Niemców sklepu i piekarni wujka musiałam wyjechać na wieś do rodziny. Wieś ta, oddalona o 16 km od Włocławka, nazywała się Śmiłowice. Tam przez siedem miesięcy korzystałam z pomocy nauczycielki mieszkającej obok [nas], w tym samym domu. Usuwało to niebezpieczeństwo spotkania Niemców na drodze.
Pierwszej klasy gimnazjum nie mogłam już przerobić z pomocą starszych. Musiałam pracować i dopiero późnym wieczorem mogłam wziąć książki do ręki. Szczęściem było to, że mogłam książki do pierwszej klasy pożyczyć od koleżanki, ale pracować mogłam tylko sama. Przeszło dwa lata trwała ta nauka i położył jej kres dopiero koniec wojny. Braki, jakie powstały przez tę nieregularną naukę, musiałam uzupełnić i w marcu 1945 r. zaczęłam [już] systematyczną naukę w polskiej szkole.