JAN PIOTROWSKI

Jan Piotrowski
kl. IIIb
Państwowe Gimnazjum i Liceum im. Mikołaja Kopernika w Toruniu

Jak uczyłem się w czasie okupacji

W 1940 r. zostaliśmy wysiedleni z Torunia w okolice Lublina, do wsi Płouszowice, skąd po pięciu miesiącach przeprowadziliśmy się do Lublina. Tam uczęszczałem do klas trzeciej i czwartej w legalnej szkole powszechnej.

Następnie Niemcy przesiedlili nas do miasteczka Ryki, leżącego przy trasie Warszawa– Lublin. Tam była szkoła, ale nieczynna, dopiero staraniem gminy została otwarta. Chodziłem tam do klasy piątej. Nie było w niej jednak takich przedmiotów jak na przykład geografia i historia. Nauczyciel, który nas uczył, zorganizował tajne kursy geografii i historii. Odbywały się one w tym samym budynku, to jest [w] szkole, bo można powiedzieć, że miasteczko Ryki było stosunkowo spokojne. Jednak kursy te zostały przerwane, Niemcy bowiem chcieli aresztować nauczyciela, który nas uczył; musiał się więc on ukryć. Wkrótce zamknięto szkołę, bo [budynek] został zajęty przez Niemców na szpital.

Jakiś czas nie uczyłem się wcale. Dopiero gdy kierownik szkoły zorganizował tajne kursy w swoim mieszkaniu, zacząłem na nie uczęszczać. Miejsce nauki stanowił parterowy domek, czysty, leżący przy drodze wiodącej do wsi. Uczyliśmy się w pokoju stołowym. Jak już wspomniałem, Ryki były względnie spokojnym [miasteczkiem] i np. wypadki rewizji [stanowiły] taką rzadkość, że nie trzeba było się ich obawiać. Toteż kierownik bez strachu posiadał przedwojenne polskie książki, [takie] jak encyklopedia w kilku tomach, Grażyna, Pan Tadeusz i inne zakazane dzieła. Poza tym jako kierownik szkoły zachował wiele map ściennych wszystkich części świata, globus i inne drobniejsze sprzęty. Z map korzystaliśmy w nauce geografii i historii. [Kierownik] miał także z biblioteki szkolnej kilkadziesiąt książek, które czytaliśmy jako lektury.

Komplet nasz składał się z trzech dziewczynek i trzech chłopców. Wszyscy z wyjątkiem mnie byli dziećmi okolicznych gospodarzy. Lekcje odbywały się w porze przedpołudniowej: od godz. 8.00 do 11.00. Przerabialiśmy [program] klasy piątej od początku. Uczyliśmy się wszystkich tych przedmiotów, które wykładano w tej klasie przed wojną. Książki, np. do matematyki, geografii, historii i polskiego, mieliśmy, gdyż można je było kupić w księgarniach po stosunkowo niskich cenach. Chodziliśmy tam [na komplet] rok. Przez pierwsze sześć miesięcy uczyliśmy się bez przerwy, chyba że nauczyciel wyjeżdżał załatwić jakąś sprawę.

Jednak w drugiej połowie roku, gdy partyzantka zaczęła działać w okolicy Ryk, nauka była coraz częściej przerywana. W okresie jakiejś łapanki kierownik musiał się ukrywać. Na przykład raz mieliśmy u niego lekcję geografii. W połowie lekcji wpadł jakiś znajomy kierownika i powiedział, że z Dęblina jadą Niemcy w kierunku Ryk. Po co? Nie wiadomo, ale można się domyślić, że na łapankę. Natychmiast nauka została przerwana: rozeszliśmy się do domów, a kierownik zawczasu ulotnił się z Ryk i wtedy przerwaliśmy naukę na prawie dwa tygodnie. Takie wypadki zdarzały się coraz częściej. Jednak były także spokojne okresy, w których nadrabialiśmy stracony czas.

Gdy kończyliśmy piątą klasę i mieliśmy rozpocząć szóstą, [zbliżająca się] ofensywa przerwała nam [dalszą] naukę. Później, po oswobodzeniu Ryk nie widziałem się już z moim nauczycielem, bo wyjechał z rodziną do Lublina, skąd po siedmiu miesiącach wrócił do Torunia.