JANINA ORLIŃSKA

Warszawa, 11 kwietnia 1946 r.

Do
Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich ul. Leszno 53

W sprawie szpitala Długa 7

Ponieważ jak dotychczas nie spotkałam w gazetach żadnej notatki w niżej wymienionej sprawie, pozwalam sobie przesłać następujące informacje.

Nie wiem, czy wiadomym jest już Szanownej Komisji o wypadkach, które zaszły 2 września 1944 roku w szpitalu zorganizowanym w czasie powstania na Starówce przy ul. Długiej 7, to znaczy w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości.

W szpitalu tym znajdowało się około 500 osób rannych (żołnierze oraz trochę ludności cywilnej). W dniu poddania Starego Miasta, 2 września, wpadli do tego szpitala Niemcy [z] SS oraz Ukraińcy. Lekarzom i sanitariuszkom kazali wyjść i popędzili ich wraz z mieszkańcami okolicznych domów.

Osoby lżej ranne dostały nakaz wyjścia na podwórze, gdzie w bestialski sposób pomordowano je, a zwłoki spalono na stosie. Następnie mordercy weszli na piętra, rozbiegli się po salach i dobili wszystkich pozostających tam rannych. Wreszcie zeszli do piwnic, gdzie też leżało bardzo dużo ciężko rannych. Zaczęli ich dobijać. Zabili prawie wszystkich. W piwnicy ocalało jednak kilkunastu rannych, którzy zdołali pochować się pod łóżka lub pod trupy. Wreszcie Niemcy odeszli, podpaliwszy gmach. Piętra spaliły się całkowicie, ocalały natomiast piwnice.

Następnego dnia udało się sanitariuszkom innego szpitala (na Krakowskim Przedmieściu) uzyskać od Niemców zezwolenie na wysłanie małej grupy ratowniczej na Stare Miasto. Między innymi osobami wyciągniętymi z gruzów znajdowało się także te kilkanaście osób ze szpitala Długa 7 (z piwnic), które zostały przeniesione na Krakowskie Przedmieście do kościoła Karmelitów.

Jeszcze w kilka miesięcy po wyzwoleniu można było w piwnicach gmachu na Długiej 7 zobaczyć tragiczny obraz kilkudziesięciu ciał leżących jeszcze na swoich łóżkach lub materacach, jakby zabalsamowanych czarnych mumii w ubraniach lub w bieliźnie, z zabandażowanymi i zagipsowanymi częściami ciała. Na podwórzu leżały wypalone bele drewna oraz kupa kości ludzkich i popiołu.

Ponieważ sprawa tego szpitala jest znana bardzo wielu lekarzom i sanitariuszkom pełniącym służbę tam oraz w innych szpitalach, dziwię się, że do tej pory nie została podniesiona i zbadana. Teraz będzie już trudniejsza do zbadania, ponieważ trupy z piwnic zostały podobno uprzątnięte przy przeprowadzaniu masowych ekshumacji w okolicach Miodowej i placu Krasińskich.

Uważam, że należałoby jak najprędzej ogłosić tę sprawę w gazetach i wezwać lekarzy, sanitariuszki oraz tych kilkunastu rannych ocalałych w piwnicach (i przebywających zaraz po powstaniu w szpitalu w Milanówku) do złożenia dokładnych i wyczerpujących zeznań.

Między innymi ściśle związany z losami tego szpitala był ks. jezuita Rostworowski, który ocalał i żyje.

Podobno w szpitalu tym były prowadzone bardzo dokładne listy rannych przebywających w nim w czasie powstania.

Wyświetlenie tej sprawy jak najdokładniejsze pozwoliłoby na pewno wielu rodzinom odnaleźć ślady swoich bliskich, którzy zaginęli od czasu powstania, a następnie ogłosiłoby światu o jeszcze jednej krwawej zbrodni hitlerowskich zbirów.

Nie wiem, w jakim stanie jest teraz gmach przy ul. Długiej 7. Myślę jednak, że powinien on być także otoczony opieką i uczczony jako miejsce krwawej śmierci Polaków bohaterów.

Informacje moje są ściśle oparte na danych otrzymanych z ust rannego, który ocalał właśnie w liczbie tych kilkunastu, i który także przebywał po powstaniu w szpitalu w Milanówku oraz z ust wielu sanitariuszek ze szpitala Długa 7.

Niestety, nie mogę w tej chwili podać ich nazwisk ani adresów, ponieważ nie są mi wiadome.

Myślę, że wszystkie te dane są zgodne z prawdą. Mogą być tylko niewyczerpujące.

W piwnicach tego szpitala po wyzwoleniu byłam i na własne oczy widziałam ten straszny widok.

Janina Orlińska