Stanisław Banaszczuk
kl. VII
Wisznice, 19 czerwca 1946 r.
Moje najważniejsze przeżycie wojenne
Było to w 1944 r. Pewnego poranka zbudził mnie donośny warkot samolotów i samochodów. Wyjrzałem przez okno i cóż widzę? Oto szosą jadą samochody niemieckie, które wiozą armaty, karabiny maszynowe i różne skrzynie. W górze niebo czerwienieje od świateł samolotów i łun pożarów. Nie wiedziałem, co to ma znaczyć, lecz tato mi wytłumaczył: „Niemcy uciekają, a po drogach palą domy i samochody”. Zerwaliśmy się wszyscy z łóżek i co kto mógł, wynosiliśmy z mieszkania w zboże, chowając. Starszy brat i tato kopali schron, żeby było można schować się choć trochę od kul. Słońce wyjrzało nieśmiało zza horyzontu i znów schowało się za chmury.
Niemcy ze smutnymi twarzami i ze spuszczonymi głowami jechali i jechali. Pół kilometra od nas postawili armaty i strzelali w stronę Sowietów. Wybuchał pożar za pożarem, strzał za strzałem, a my siedzieliśmy w schronie i czekaliśmy końca. Naraz armaty przestały strzelać i [Niemcy] odjechali dalej. Koło naszego domu, na szosie palił się samochód niemiecki. Za parę godzin przyszli Sowieci i Polacy i przynieśli nam wolność.