ALINA GABRYLEWICZ

Alina Gabrylewiczówna
kl. VI
Wisznice, pow. Włodawa, woj. lubelskie
21 czerwca 1946 r.

Przeżycia w czasie okupacji niemieckiej

22 lipca w 1944 r. była straszna walka. Wtenczas i w Białej bombardowano strasznie. Tam koło mojej cioci kilka bomb rzucili. Po kilku dniach ciocia przysłała list, ażeby przyjechać i zabrać ją, więc tatuś pojechał i w nocy przyjechali. Na drugą noc położyliśmy się spać, aż tu budzą nas samoloty, oświetlają reflektorami. Całą noc przedrżeliśmy. Na drugi dzień zaczęliśmy wszystko wynosić z mieszkania w zboże. Ja byłam tak przestraszona, że nic nie robiłam, tylko siedziałam, bo mnie się zdawało, że jak wyjdę na dwór, to mnie zabiją.

Po południu zaczęło wojsko iść przez nasze podwórze, może stu ich szło. Jeszcze moją mamusię prosili jeść, mamusia dała i oni poszli. Gdy to wojsko szło, to się mściło, koło nas kilka mieszkań spalili. Wieczorem wujko zaczął robić schron, a tu kule świszczą. Jedna kula mało wujka nie zabiła, ale wujko się nagiął. Po zachodzie słońca Niemcy przyszli do nas na noc, postawili na podwórzu moździerz, a sami zaczęli gotować kolację. Ja tylko siedziałam, bo byłam chora z przestrachu. Gdy zrobiła się ciemna noc, słychać było trzy głośne strzały. Gdy oni to usłyszeli, wykopali moździerz i pojechali na wschód. Po paru godzinach wszyscy sąsiedzi poszli do lasu z dobytkiem i mój tatuś z wujkiem też poszedł. A my zostałyśmy same.

W tę noc padał deszcz, wtedy zaczęła się straszna walka w Horodyszczu. Leciały kule, odłamki, ale nam nic się nie stało, bo byłyśmy w schronie. Ale ile strachu przeżyliśmy, jak nigdy. Ja spałam, bo byłam chora, przestraszyłam się strasznie. Wtenczas całe Horodyszcze było bombardowane i poniosło wielką stratę. Całą noc tak przedrżałyśmy. Na drugi dzień rano obudziłyśmy się, a tu żadnego strzału nie słychać, żadnego żołnierza nie widać. O godz. 9.00 szedł tak ciężki czołg – to jechali nas sprzymierzeńcy. Wszyscy ucieszyliśmy się, że tego Niemca nieznośnego nie ma. Do dzisiejszego dnia jest dobrze, co będzie dalej, Bóg wie.