Czesław Karwacki
kl. Vb
Wisznice, pow. Włodawa
19 czerwca 1946 r.
Moje przeżycie wojenne
Gdy byłem małym chłopcem, zaczęła się wojna rusko-niemiecka. Samoloty latały w górze i rzucały bomby. Na polu leżał nawóz, samolot zaczął rzucać bomby. Niedaleko szosy trzy dziewczynki pasły krowy i samolot rzucił bombę, i zabił [jedną] dziewczynkę. Jak zabił dziewczynkę, to ludzie chodzili zbierać mózg i kości. Na łące ludzie grabili siano, samolot rzucał [wtedy] ulotki, na ulotkach pisało: „Uciekajcie z łąki, będę bombardował”. Ja z bratem oraliśmy pole, schowaliśmy się w krzak i modliliśmy się, żeby [nas] nie zabiła bomba.
Gdy przechodził front, siedziałem w schronie. We wsi stały działa i strzelały w Ruskiego. A ja stałem w lesie z krowami. Jak pasłem krowy, to jechali Ukraińcy i przejeżdżali przez rzekę.
Na drugi dzień rano już nie było wojska, tylko jeszcze żołnierz szedł. Przyszedł do nas, prosił jeść. Najadł się i poszedł. Za pięć minut przyszła ruska razwiedka. Za razwiedką zaczęły jechać samochody i działa. Dojechali do lasu, tam się okopali i zaczęli strzelać z pepeszy, z ręcznych karabinów i z dział. Zaraz przyszedł Sowiet do schronu, a ja w schronie spałem, a on wsadził karabin i mnie przebudził, i pytał się, czy nie ma [tam] Niemców. Przyszedł drugi i prosił chlieba Potem cały dzień jechali ruscy żołnierze.