WŁODZIMIERZ STREŃCZAK

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Plut. Włodzimierz Streńczak, 40 lat, były posterunkowy Policji Państwowej, żonaty, troje dzieci.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Aresztowany w miejscowości Czarna, pow. Lesko, w nocy na 9 kwietnia 1940 r. za usiłowanie przekroczenia granicy sowiecko-węgierskiej, a następnie uwięziony pod zarzutem szpiegostwa i za służbę w Policji Państwowej.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

9 kwietnia 1940 r. osadzony w areszcie NKWD przy rejonowym sądzie w Ustrzykach Dolnych, gdzie przez 14 dni nie dawano mi jeść, a tylko tym żyłem, co dostałem od innych aresztowanych, którzy otrzymywali jedzenie z domu. 23 kwietnia 1940 r. odstawiony pod silną eskortą do więzienia w Samborze, gdzie w śledztwie przesiedziałem do 17 lutego 1941 r. Z Sambora wysłany transportem do obozu rozdzielczego w Starobielsku. Przyjazd do Starobielska 1 marca 1941 r., tu przebywałem do 15 czerwca, następnie [zostałem] wysłany transportem do obozu pracy w Magadanie na Kołymie. Przyjazd do Magadanu 24 sierpnia 1941 r.

4. Opis obozu, więzienia:

Areszt NKWD w Ustrzykach Dolnych: brudny, podłogi zupełnie niemyte, ściany poobijane, prycze do spania z desek, w których gnieździło się mnóstwo pluskiew i wszy, poza tym nic więcej nie znajdowało się w celi. W drzwiach cel małe okienka, tzw. judasze, przez które co kilka minut zaglądał pełniący wartę. Przed oknami na podwórzu pełno różnego rodzaju śmieci i kału ludzkiego, tak że nie można było przejść przez to podwórze.

Więzienie w Samborze: specjalnie wybudowane jeszcze za czasów byłej Austrii. Warunki higieniczne bardzo złe, dlatego że przedmiotowe więzienie było na ok. 300 osób, a Sowieci umieścili w nim ok. dwóch tysięcy ludzi. Przepełnione [było] do tego stopnia, że w jednej celi jednoosobowej siedziało przeciętnie osiem osób, natomiast w celach większych było tyle ludzi, że z trudem mogli się położyć na podłodze i to tylko na boku, a gdy ktoś w nocy chciał się obrócić na drugi bok, musieli to czynić wszyscy razem. Cele zimową porą nie były ogrzewane, zaś w lecie nie zezwalano otwierać okien. Następnie na okna nałożyli kosze z desek, żeby więźniowie nie widzieli, co się dzieje na dworze. W więzieniu bardzo ścisła izolacja, tak że więzień nie śmiał zobaczyć kolegi z innej celi. Gdy przeprowadzano kogoś przez korytarz, to zakrywano mu czapką oczy. Większość więźniów nie miała bielizny, pościeli, toteż wszy stale się ich trzymały. Brak wody do mycia. Kąpiel i dezynfekcja przeważnie raz w miesiącu i to nie bardzo skuteczna. Opieka lekarska możliwa, lecz nie posiadała środków leczniczych. Dość często u niektórych z więźniów pojawiał się świerzb i inne choroby więzienne, jak szkorbut, cynga i awitaminoza.

Obóz rozdzielczy w Starobielsku: przygotowany na ok. dziesięć tysięcy osób w byłych zabudowaniach klasztornych, a to: dwóch cerkwiach, budynkach klasztornych i kilku barakach specjalnie na ten cel zbudowanych. W każdym budynku podwójne prycze (górna i dolna). Cerkwie przedzielone w połowie wysokości. Przegroda nieszczelna, tak że śmiecie padały na mieszkających na dole.

Ustępy w cerkwiach: kilka dużych beczek ustawionych w dawnych zakrystiach. Beczki nieszczelne, z których wyciekał mocz, a nieraz przepełnione kałem, tak że nie można było dojść do nich. Przy beczkach nie było odpowiednich stopni do stania, toteż załatwiający się musiał stać na beczce, a gdy nie potrafił utrzymać równowagi, to upadł do beczki z kałem, co się dość często zdarzało starszym osobom. Opróżniane były dwa razy na dobę, co było niewystarczające.

Spanie na pryczach. Sienniki słabo napełnione słomą. Okrycie – jeden koc zniszczony. Spanie na dolnej pryczy było o tyle niewygodne, że śmieci z górnej pryczy spadały na śpiących na dole. Natomiast spanie na górnej pryczy było o tyle lepsze, że nie spadały śmiecie, lecz niesposobnie było na nie wchodzić. Bielizna i pościel nie były zmieniane, przeto wiele osób cierpiało na różne choroby skórne, jak świerzb itp.

Kąpiel nie bardzo odpowiednia z powodu wielkiej liczby ludzi i to raz na ok. dwa tygodnie. W kąpieli zdarzało się nieraz, że zaledwie zdążono namydlić się, już musiano wychodzić, tak że nie było kiedy spłukać mydła.

Spacer co kilka dni po godzinie, skutkiem czego więźniowie odczuwali wielki brak wolnego powietrza i słońca, a byli tak osłabieni, że nie mogli chodzić na spacer.

Obozy prac w Magadanie i w okolicy na Kołymie: prymitywne baraki drewniane lub duże namioty, pałatki. Baraki ogrodzone drutem kolczastym lub wysokim parkanem, po rogach obozu wieżyczki dla służby. Gdy któryś z więźniów podszedł do drutów na odległość trzech metrów, wartownik strzelał bez jakiegokolwiek uprzedzenia.

W barakach prycze przeważnie dwupiętrowe, mniej znajdowało się trzy- i czteropiętrowych. Prycze niskie tak, że nie można było prosto na nich usiąść. W niektórych barakach znajdował się stół z ławkami i beczką z wodą do picia. Z powodu większej liczby uwięzionych obozy były przepełnione.

Warunki higieniczne opłakane: zimno, brudno, pluskwy i wszy, brak pościeli i bielizny. Z powodu braku pościeli więźniowie spali w ubraniu i obuwiu po kilka tygodni. Obuwia z nóg nie można było zdjąć ze względu na kradzieże, skutkiem czego puchły nogi. Dość często bywały deszcze, toteż więźniowie wracali z pracy przemoknięci, a w barakach nie mieli możności wysuszenia odzieży i tak w mokrej kładziono się spać.

Do kąpieli w obozach pracy prowadzano tylko nocą, by nie tracić dnia pracy. Do łaźni było daleko, ok. sześciu kilometrów, równocześnie odbywała się dezynfekcja, toteż [trwało to] całą noc, a rano musiano iść do pracy.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Różnej narodowości, bowiem NKWD specjalnie stosowało metodę mieszania więźniów co pewien czas, gdyż obawiało się, by nie zorganizowali się przeciw nim.

Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, następnie po zawarciu umowy polsko-sowieckiej, zaczęto polskich obywateli oddzielać od innych narodowości. Wśród uwięzionych obywateli polskich znajdowali się Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, mniej Czechów, Rumunów, Węgrów i Niemców. Więźniowie aresztowani byli przeważnie za przestępstwa polityczne, jak za propagandę antykomunistyczną, za służbę państwową w ustroju demokratycznym, za przekroczenie granicy, [byli też] właściciele ziemscy itp. Większość więźniów stanowiła inteligencja, a to: urzędnicy, wojskowi, funkcjonariusze, właściciele dóbr, zamożniejsi włościanie itp. Stosunki wzajemne między więźniami nie były należyte z powodu tego, że więźniowie byli różnej narodowości, poglądów politycznych i stanów. Do tego przyczyniał się głód, brak odzieży i tytoniu, skutkiem czego zdarzały się między więźniami kradzieże i kłótnie. Jednak było dość wielu więźniów (Polaków), którzy jak mogli, tak sobie pomagali, a szczególnie dzielili się dobrymi wiadomościami politycznymi zdobytymi w najrozmaitszy sposób, skutkiem czego podtrzymywali na duchu moralnie podupadłych.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Godzina 6.00 pobudka, do 7.00 otrzymywanie chleba, cukru i wody przegotowanej (kipiatok), wspólna modlitwa (której się sprzeciwiali NKWD-ziści), śniadanie, do 9.00 porządkowanie cel, następnie do godz. 12.00 zajęcia własne, a to: gra w szachy, karty itp. (szachy i karty więziennego wyrobu – szachy z chleba, karty z pudełek od zapałek.) Sygnalizacja Morse’em przez pukanie w ściany i rozmowa przez rury klozetowe. O 12.00 obiad, ok. 17.00 kolacja, o 20.00 capstrzyk. Od obiadu do capstrzyku zajęcia jak do południa, w tym dwa lub trzy razy dziennie wspólna modlitwa, czasami raz na dwa lub trzy dni ok. dziesięć minut spaceru. Opowiadanie powieści, wykłady itp.

Śledztwo prowadzili NKWD-ziści przeważnie nocą, bowiem czas ten był dla nich najodpowiedniejszy do zadawania różnego rodzaju tortur.

Radość i płacz w celi były wówczas, gdy któryś z więźniów otrzymał z domu paczkę, a w niej gdzieś odpowiednio ukryty gryps (pismo). Grypsy takie dostawały się do cel w podawanej żywności i odzieży (w guzikach, kołnierzach, jajach itp.). Otrzymujący żywność przeważnie dzielił się nią ze wszystkimi w celi.

Bardzo efektownie wyglądało w celi spożywanie posiłków: każdy z wilczym apetytem spożywał otrzymaną pajkę chleba i popijał kipiat[o]kiem – przegotowaną wodą. Nie wiedząc, co ma uczynić, czy otrzymany chleb zjeść od razu, czy też kawałek pozostawić do obiadu lub kolacji, chleb oglądał kilka razy, aż wreszcie konsumował go zupełnie i miał spokój do następnego dnia. Czas otrzymania i spożywania chleba nazywano amnestią. Obiady i kolacje więźniowie również spożywali z wielkim [apetytem]. Czasem otrzymanej zupy i pies by nie jadł, bo na pewno u swego pana dostał lepszą.

Wesoło było w celi, gdy była tzw. zakupka, czyli łarok [ławok], mówiąc po polsku zezwolenie na zakup w sklepiku więziennym artykułów pierwszej potrzeby, jak chleb, papierosy itp. Wówczas już każdy w celi mógł sobie zakurzyć całego papierosa lub do syta zjeść chleba. Takie szczęście jak zezwolenie na kupno w sklepiku więziennym bywało raz na miesiąc i to trzeba było usilnie prosić naczelnika więzienia.

W więzieniu odzieży żadnej nie otrzymywaliśmy. Bywało, że niejeden z więźniów chodził półnagi. Przez całą noc w więzieniach, aresztach i obozach obowiązkowo musiało być zapalone światło, co bardzo szkodziło na oczy śpiącym w pobliżu źródła światła.

Warunki pracy w obozach pracy w Magadanie i okolicy na półwyspie kołymskim: praca bardzo ciężka, przeważnie roboty ziemne przy budowie kanalizacji, dróg, budynków, roboty leśne, w kopalniach złota itp. Wyznaczone normy dzienne mało który z więźniów wyrabiał. Niewykonanie normy nie wynikało ze złej woli, lecz więzień nie był zdolny do pracy, gdyż był bardzo źle odżywiany.

Porządek dnia w obozach pracy w Magadanie na Kołymie: pobudka ok. godz. 3.00 lub 4.00, o 5.00 śniadanie, od 6.00 do 7.00 podział do pracy, od 7.00 do 8.00 marsz na miejsce pracy, od godz. 12.00 do 13.00 przerwa obiadowa, o 18.00 koniec pracy, powrót do obozu, 19.00–20.00 kolacja, godz. 20.00 prowierka – sprawdzanie stanu, czy ktoś nie zbiegł.

Wyżywienie: śniadanie składające się z pół litra rzadkiej zupy, zupełnie postnej, czasami do tego kawałek śledzia, 80 dag chleba razowego na całą dobę i to tylko do czasu wybuchu wojny [sowiecko-niemieckiej] – później tylko 50 dag. Zaznaczam, że 80 (później 50) dag chleba otrzymywał ten, kto wyrobił normę, czyli posiadał pierwszą kategorię. Druga kategoria [dostawała] 60 (później 40) dag, trzecia – 40 (30) dag, a czwarta kategoria, czyli karna, 25 dag i raz na dzień zupę. Na obiad ok. pół litra zupy i od trzech do pięciu łyżek kaszy. Na kolację zupa, czasami do tego kawałek śledzia, którego nie było z czym zjeść.

W głównym obozie w Magadanie potrawy dawano w dużych naczyniach na dziesięć osób. Jeżeli który potrafił szybciej jeść i był odporniejszy na gorące, to zjadł więcej niż inni.

Wynagrodzenia gotówką nie dawano, lecz tylko obiecywano. Natomiast za dobrą pracę dawano premię w postaci zezwolenia na kupno machorki, kilku dekagramów chleba, śledzi itp. Jeżeli posiadał ktoś pieniądze, to mógł swą premię wykupić.

Ubranie: strój więzienny, lecz obuwie bardzo złe, trzewiki z opon gumowych, na zimę wydano dla więźniów burki, buty szyte ze szmat. Życia koleżeńskiego w obozach prawie że nie było, każdy [żył] dla siebie, gdyż tylko sam siebie mógł ratować.

Życie kulturalne – żadne, z wyjątkiem wyświetlonego czasem filmu propagandowego lub gazety ściennej, której nie było czasu przejrzeć.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Początkowo bardzo wrogi – złagodniał dopiero po zawarciu umowy polsko-sowieckiej, jednak niezupełnie, gdyż niejeden komisarz NKWD nie chciał zwolnić z obozów obywateli polskich, a zwalniali ich dopiero po różnych interwencjach władz. Wyglądało to na samowładztwo wysokich [sic!], gdyż nie chcieli się zastosować do ustawy amnestyjnej i do czasu obecnego bardzo wielu naszych braci jest w obozach sowieckich.

Propaganda komunistyczna była prowadzona na dużą skalę w ZSRR i poza jego granicami, lecz [była] fałszywa. Każdy obywatel sowiecki, któremu jest wolność miła, musi prowadzić propagandę, choć sam wie o tym, że jest ona fałszywa. Lecz z obawy przed prześwietleniem go lub aresztowaniem tak czynić musi. Każdy rozumny obywatel sowiecki wie dobrze, że nie jest to u nich idea komunistyczna, lecz istny terror, szowinizm rosyjski i wielki obraz nędzy i rozpaczy, gdyż tak źle jak u nich nie ma w żadnym kraju.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Pomoc lekarska w obozach i w całej Rosji jest możliwa, lecz brak lekarstw.

Za mego pobytu w Rosji w obozach zostali zastrzeleni: Jan Ręka, urzędnik, w sierpniu 1941 r. w obozie Magadan na 47 km; N. Wassermann, lat ok. 18, ślusarz ze Lwowa, w Magadanie w warsztatach „ursa”; trzech innych obywateli polskich, których nazwisk nie pamiętam, w obozach w Magadanie.

Zmarli wskutek mrozów i wycieńczenia: 4 grudnia 1941 r. Stanisław Zdunowski, lat ok. 50, emerytowany posterunkowy Policji Państwowej z Jaryczowa Nowego, pow. Lwów; w grudniu 1941 r. (nie pamiętam dokładnej daty) N. Staszkiewicz, lat ok. 30, posterunkowy Policji Państwowej z nieznanej mi miejscowości z Małopolski; Stefan Staszkiewicz, lat ok. 38, żonaty, funkcjonariusz Policji Państwowej (woźny) z Mostów Wielkich, pow. Żółkiew, zmarł na statku „Sowieckaja Latwia” w grudniu 1941 r.; N. Grzesik ze Lwowa, również na tym samym statku i w tym czasie. Ponadto zmarły trzy inne osoby, których nazwisk nie pamiętam, również na statku. Adam Kopeć, stolarz ze Lwowa, N. Czajkowski, sierżant z Sanoka, i ok. sześciu innych Polaków zmarli w obozach w Magadanie w 1941 r.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Łączności z krajem i rodziną nie miałem żadnej, mimo wielkich starań. Byłem trzymany w bardzo ścisłej izolacji.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Zwalniany byłem na raty, a mianowicie pierwszy raz zostałem wyczytany spośród obywateli polskich do zwolnienia i przewieziony do obozu zwolnionych 30 sierpnia 1941 r., jednak nie zwolnili mnie i zatrzymali nadal w obozie pracy, gdzie był bardzo ostry rygor, do 8 grudnia 1941 r. Następnego dnia, 9 grudnia, otrzymałem dokument zwolnienia, jednak nadal mieszkałem w obozie, lecz nie tak silnie strzeżony. 15 grudnia 1941 r. odstawiono mnie do portu w Magadanie i załadowano na statek „Sowieckaja Latwia”, na którym przez tydzień oczekiwałem na odpłynięcie, jednak statek tak silnie zamarzł, że nie mógł ruszyć z miejsca. Mróz dochodził do 40 stopni, a wewnątrz statku do ok. 25, skutkiem czego czterech Polaków zmarło. Gdy już leżało dosyć chorych ludzi, dopiero nas z tego statku zabrano z powrotem do obozu. Po kilku dniach odpoczynku załadowano nas na inny statek i przy pomocy łamacza lodów odpłynęliśmy do portu Buchta Nachodka obok Władywostoku. Po przyjeździe do Buchty Nachodki zabrano nam dokumenty i osadzono w obozie. Po czterech dniach dano nam po cztery kilogramy chleba, dwa kilogramy śledzi i po paczce machorki (na osiem dni podróży), oddano dokumenty zwolnienia i wysłano na stację, skąd odjechaliśmy do Nowosybirska. Po pobycie kilka dni w Nowosybirsku i porozumieniu się z naszymi władzami odjechałem do Czelabińska, tu stanąłem na polsko-sowieckiej komisji przeglądowej. Po komisji odjechałem do Ługowoj[e], gdzie się tworzyła 10 Dywizja i zostałem przyjęty do polskiej armii 5 marca 1942 r.

Podróż, o głodzie i chłodzie, z Kołymy do Ługowoj[e] trwała trzy miesiące. W normalnym czasie można ją odbyć w miesiąc.

Miejsce postoju, 8 marca 1943 r.