MARIA PISULA

Maria Pisula
Państwowe Gimnazjum i Liceum Żeńskie w Rzeszowie
kl. III gimnazjalna

Jak uczyłyśmy się w czasie okupacji

1939 r. położył kres marzeniom moich rodziców i moim własnym. Nie mogłam już myśleć o tym, że w przyszłości pojadę z ojcem do Lwowa, gdzie pracował, i że tam będę się mogła uczyć. Od wczesnej młodości miałam wielką chęć do nauki, której zdobywanie nie sprawiało mi trudności.

Jeszcze przed wybuchem wojny ojciec mój został powołany do wojska jako rezerwista. Matka moja ze mną i dwoma młodszymi braćmi została na łasce losu, bo tylko ojciec pracował na nasze utrzymanie. Gdy wybuchła wojna, przez dwa miesiące nie mieliśmy żadnej wiadomości o ojcu, aż później dowiedzieliśmy się, że ojciec leży ciężko ranny w szpitalu we Lwowie. Matka, pozostawiwszy nas u babki, przedostała się za granicę i wróciła po dwóch tygodniach, przywożąc nam tylko kilka słów pociechy od ojca, który na długo miał jeszcze pozostać w szpitalu.

Tymczasem matka, nie mogąc zapracować na nasze utrzymanie, wysłała mnie do krewnych, gdzie byłam przez cztery lata. W pierwszym roku wojny wcale nie uczęszczałam do szkoły, ponieważ nie miałam butów i ciepłego ubrania, a zresztą szkoła była tak źle zorganizowana, iż zdawało się, że wcale nie będzie się można uczyć. W zimie jednak uczyłam się trochę z pomocą swojego kuzyna, który ukończył gimnazjum.

W następnym roku zapisano mnie do miejscowej szkoły do czwartej klasy. Była to szkoła pierwszego stopnia, gdzie uczyły tylko dwie siły nauczycielskie i gdzie można było skończyć tylko czwartą klasę. Dziwne było także nauczanie: bez podręczników, map i potrzebnych przyborów. Nie uczono nas również historii, geografii i języka polskiego (oprócz czytania i pisania), bo tych przedmiotów nie wolno było uczyć. Jako podręczniki do polskiego służyły nam początkowo gazetki przedwojenne, „Płomyki” i reszta książek, jaka zatrzymała się w szkolnej bibliotece. Rachunków uczono nas z podręczników przedwojennych. Przyrodę wykładał nam nauczyciel, a myśmy na drugi dzień zdawali sprawozdania. Później pojawiły się „Stery”, które służyły nam jako podręczniki do polskiego. Lecz i tych skąpych wiadomości nauczyciele nie mogli nam udzielać przez cały rok szkolny, gdyż w zimie szkoła była nieopalana i przez trzy miesiące siedzieliśmy bezczynnie w domu.

W tej szkole ukończyłam czwartą klasę szkoły powszechnej. Nie myśląc na tym poprzestać, zapisałam się do siódmej klasy w Sędziszowie, gdzie musiałam zdawać egzamin wstępny.

Ten ostatni rok ukończyłam w ciężkich warunkach. Codziennie chodziłam pieszo do szkoły oddalonej o siedem kilometrów.

Prócz tego, czując się zobowiązaną względem swoich wychowawców, pomagałam im w pracy na roli, więc tylko krótkie chwile mogłam poświęcić nauce. Podobnie jak w niższych klasach tak i teraz zaznaczał się brak podręczników, tak że tylko z notatek robionych w czasie wykładów na lekcji mogłam się uczyć.

Po ukończeniu szkoły powszechnej miałam pracę w miejscowej spółdzielni jako subiekt, ale wujek mój poddał mi projekt, abym z jego pomocą przerabiała pierwszą klasę gimnazjalną. Opuściłam więc krewnych w Iwierzycach i udałam się do Tajęciny, gdzie mój wujek tylko sam uczył w tej szkole.

Nauczanie, które rozpoczęłam, musiałam utrzymywać w tajemnicy, gdyż okupanci nie pozwalali na to, aby się młodzież polska kształciła. Razem ze mną uczyli się także trzej chłopcy z sąsiedniej wsi. W każdym tygodniu przychodził jeden z nich, aby nie ściągnąć podejrzenia ludzi. Po przyjściu odpisywał podyktowane przez wujka, a napisane przeze mnie wiadomości z historii, geografii, języka łacińskiego i języka niemieckiego z powodu braku podręczników. Prócz tego razem słuchaliśmy wykładów, a on potem musiał to wszystko powtórzyć kolegom i wyjaśnić. Co jakiś czas zbieraliśmy się razem na powtórkę.

Do naszego kółka tajnego nauczania chcieliśmy wciągnąć także dwie dziewczynki. Tym znowu ja musiałam udzielać wiadomości. One jednak, ponieważ musiały pracować w domu, wnet się zniechęciły do nauki i odeszły.

Ja oprócz nauki zajmowałam się prowadzeniem kuchni u wujka, wujek powierzył mi także sklepik szkolny, którym się opiekowałam. Miałam jednak dość czasu do nauki i przez zimę przerobiłam najwięcej materiału. Później dobrowolnie podjęłam się prowadzenia kuchni dożywiania, aby wybawić wujka z tych kłopotów. Teraz musiałam poświęcać dziennie trzy godziny na ugotowanie jedzenia i wydanie go biednym, więc zaniedbałam trochu naukę.

Zoologii i matematyki uczyła mnie jedna nauczycielka z sąsiedniej wsi, gdyż wujek do tych przedmiotów nie miał zamiłowania. Religię przerabiałam sama. Z końcem maja przestałam się uczyć, a w czerwcu zdawałam egzamin przed tajną komisją.