Dnia 3 czerwca 1948 r. w Poznaniu podprokurator Marian Kaczmarek przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Jan Wierzbicki |
Wiek | 59 lat |
Imiona rodziców | Józef i Bronisława z d. Nowak |
Miejsce zamieszkania | Poznań, ul. Śląska 11 |
Zajęcie | Inspektor PCK |
Karalność | niekarany |
Stosunek do stron | obcy |
Do Stauferkaserne zabrany zostałem 2 sierpnia 1944 roku. Po opanowaniu pierwszych domów przy ul. Rakowieckiej, żołnierze SS z rozkazu komendanta Stauferkaserne Obersturmführera Patza wypędzali ludność cywilną z piwnic pod groźbą ognia z karabinów maszynowych i czołgów i podpalali niektóre domy. Następnie pędzono ludność pod bronią, grożąc granatami ręcznymi, do Stauferkaserne przy Rakowieckiej. Mężczyzn ustawiono z podniesionymi rękami pod murem na dziedzińcu, terroryzując od czasu do czasu ogniem karabinu maszynowego. Kobiety i dzieci zamknięto w salach koszar, a po kilku godzinach zwolniono do domów. Mężczyzn zatrzymano jako zakładników. Z domu, z którego wyszliśmy (przy ulicy Kazimierzowskiej 79) nie strzelano do Niemców. W Stauferkaserne grupowano ludzi ewakuowanych z domów przy Rakowieckiej, al. Niepodległości, ulicach Kazimierzowskiej, Narbutta, Wiśniowej i Sandomierskiej. Komendantem koszar był SS Obersturmführer Patz. Zastępca jego był ubrany w czarny mundur Allgemeine SS – rzekomy gestapowiec, zwany ogólnie Baumeister lub pospolicie „Czarny”. Pełnił on jakoby funkcję komisarza przy Patzu. Koszary zajmował batalion SS-Waffen, stacjonujący tam już przed powstaniem, w liczbie ok. 600 chłopa. Formalnej nazwy formacji nie znam. Nazwisko Franckowiaka słyszałem, nie przypominam sobie jednak, kto to był. Mógł to być żołnierz, towarzyszący często Baumeistrowi, który na jego zlecenie dokonywał egzekucji.Szczegółów przestępstw tych dwóch osób nie znam, wiem jednak, że Baumeister kierował egzekucją tej dzielnicy i podpalaniem domów. Był to brunet, średniego wzrostu, lat około czterdziestu, dobrej tuszy, znający trochę język polski. Chodził stale z granatem ręcznym. W czasie, gdy byłem zakładnikiem w Stauferkaserne od 2 do 8 sierpnia, z grupy zakładników umieszczonych razem ze mną (w liczbie około 300) na dużej sali, pewien młody SS-man wybierał w przeciągu pierwszych czterech dni po 15 zakładników, z wyraźnym zaznaczeniem, że idą na rozstrzelanie za rzekomo mordowanych przez powstańców rannych Niemców. Egzekucje odbywały się na terenie więzienia mokotowskiego, co potwierdzali zakładnicy, używani do grzebania zwłok rozstrzelanych.
Nazwisk rozstrzelanych nie pamiętam. Byli to ludzie młodzi, przeważnie w wieku do 40 lat, wybierani osobiście przez żołnierza SS według jego uznania. Sprawcy tych zbrodni należeli do załogi koszar, a więc Waffen SS. Dalsze egzekucje Patz wstrzymał i to na moją interwencję, twierdząc, że odbywały się one bez jego wiedzy. Do gestapo na alei Szucha wybierano z koszar codziennie po kilku zakładników w grupach do czterech osób. Stamtąd już nie wracali. Odbywało się to w czasie od 2 do 8 sierpnia. Zakładników zatrudniano przy czyszczeniu koszar (sprzątanie ustępów itp.), przy zwożeniu prowiantu, budowaniu barykad. Grabieże i kradzież zabytków kulturalnych odbywały się już po moim uwięzieniu w początku września. Zakładnicy pozostawali w koszarach: starcy ponad 60 lat – do 6 sierpnia, natomiast reszta pozostała tam przez dłuższy czas, poza okres mego uwięzienia.
Ekipę sanitarną zorganizowałem po porozumieniu się i za zgodą Patza około 7 sierpnia, uzyskując początkowo czterech młodych ludzi do zbierania poległej ludności cywilnej i powstańców. Stopniowo ekipa sanitariuszy powiększyła się do 16 osób, a zespół zorganizowanego oddziału PCK obejmował około 60 ludzi z dwoma lekarzami i dwiema pielęgniarkami PCK, z jednym samochodem ciężarowym. Ekipa PCK działała w rejonie ograniczonym ulicami: Rakowiecką, al. Niepodległości, Madalińskiego, Puławską, a jej zadaniem było chowanie poległych osób cywilnych i powstańców, udzielanie pomocy rannym, lokowanie ich w szpitalu zorganizowanym u niepokalanek przy ulicy Kazimierzowskiej oraz w szpitalu na ulicy Pułaskiego.
W okresie ewakuacji ekipa PCK zajmowała się również dożywianiem osób ewakuowanych.
Częściowo sporządzane protokoły grzebania i identyfikacji zwłok złożone są w Biurze Informacyjnym przy Zarządzie PCK w Warszawie.
Niemcy wydali nam zakaz niesienia pomocy rannym powstańcom i młodym mężczyznom podejrzanym o udział w powstaniu. Poległym powstańcom Niemcy zabierali dokumenty, co uniemożliwiało ich zidentyfikowanie.
Co się tyczy pojedynczych egzekucji, to pamiętam następujące wypadki. Przy ulicy Kwiatowej 24 zastrzelono ob. Zielińską, wychylającą się z okna swego mieszkania. Likwidacja powstańców przy alei Niepodległości 132 róg ulicy Ligockiej – podpalono dom, z którego nikt nie mógł wyjść, uciekających rozstrzeliwano, a resztę spalono żywcem, w tym trzy staruszki. W kaplicy o.o. jezuitów przy ulicy Rakowieckiej róg ul. Boboli wpędzono 26 zakonników i ludzi cywilnych do piwnicy, obrzucono ich granatami ręcznymi i podpalono miotaczami ognia. Zwłok nie grzebałem, lecz poleciłem zamurować piwnice. Podpalono gmach i obrabowano kaplicę jezuitów, gdzie spłonęło kilka osób rannych, przeora, o. Kosibowicza, zabrano i rozstrzelano. Do ekipy patrolu sanitarnego, grzebiącego poległych przy ulicy Madalińskiego, patrol SS, mimo oznaczenia chorągiewkami Czerwonego Krzyża, skierował ogień maszynowy. Zabito jednego sanitariusza, drugiego ciężko raniono. Po pojawieniu się powstańców w narożnym budynku Madalińskiego i Kazimierzowska pewnego wieczora rozstrzelano wszystkich mężczyzn przebywających w tym domu, na oczach kobiet. W kilku wypadkach w tym samym domu rozstrzelano mężczyzn trzymających dzieci na rękach, a budynek podpalono razem z rannymi i poległymi, kobiety zaś wypędzono. Ewakuacja Szpitala Dzieciątka Jezus odbywała się masowo, bez żadnej pomocy ze strony osób zdrowych, tak że jedni chorzy nieśli drugich, a kto nie mógł nadążyć, został rozstrzelany przez przeprowadzających ewakuację konwojentów, żołnierzy SS.
Ludność cywilną z okolic Stauferkaserne zaczęto wysiedlać około połowy sierpnia i ciągnęło się to poza okres mego uwięzienia.
Tak zeznałem, odczytano mi.