WALENTY KUBLIK

Walenty Kublik
kl. IVa
I Państwowe Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Prusa w Siedlcach
Siedlce, 21 czerwca 1946 r.

Jak uczyliśmy się w czasie okupacji

Przed wojną ukończyłem pięć klas szkoły powszechnej. W pierwszym roku okupacji niemieckiej szkoła powszechna nie była czynna, lecz rodzice, troszcząc się, abym nie stracił roku szkolnego, posłali mnie do pewnej nauczycielki, gdzie miałem uczyć się prywatnie. Trwało to tylko miesiąc, ponieważ nie można się było uczyć wszystkich przedmiotów – więc nauczycielka owa nie chciała narażać się w początkach okupacji na niebezpieczeństwo. Na skutek srogiej zimy zaprzestałem się uczyć, ponieważ miałem trzy kilometry drogi do wioski, w której mieszkała nauczycielka.

W drugim zaś roku [okupacji] uczyłem się w tej samej wiosce, lecz już w zorganizowanej szkole powszechnej, gdzie ukończyłem szóstą klasę. Lecz nie uczyliśmy się tu ani historii, ani geografii. Dlatego w drugim roku uczyłem się i tych przedmiotów [prywatnie] u kierownika szkoły wraz z niektórymi kolegami. Lecz rodzice znajdowali się w coraz to gorszym położeniu materialnym, ograbiani byli przez różne kontyngenty i wszelkiego rodzaju daniny, tak że musiałem porzucić tę naukę i pomagać ojcu w pracy. O nauce dalszej nie było wprost co marzy ani mówić.

W 1943 r. przybył pewien student rodem z Siedlec do młynarza i uczył jego synów. Ponieważ [jeden z] synów był moim kolegą, chodziłem czasem do niego. Jaki byłem uszczęśliwiony, gdy ów student kazał przychodzić mi na lekcje i uczyć się razem z kolegą. Na to trzeba było zgody rodziców. Gdy to powiedziałem rodzicom, mama przyjęła to z wielkim zadowoleniem, lecz ojciec skarżył się, że nie będzie miał pomocy w pracy. Ten to moment zadecydował, że uczę się teraz dalej – jedynie dzięki mamusi, która się zgodziła na to, i dzięki owemu studentowi, który za tak małe wynagrodzenie chciał mnie uczyć. Ten to moment zadecydował, żem nie został pracownikiem fizycznym, tak jak wielu innych kolegów zostało już w tak młodym wieku, tylko miałem się kształcić umysłowo.

W niedługim czasie chodziło nas siedmiu chłopców i pięć dziewczynek. Uczyliśmy się rano, a po nas uczyli się jeszcze młodsi. Ileż to razy, kiedy szedłem do tej szkoły, która była w sąsiedniej wsi, ostrzegał mnie ktoś, że Niemcy otoczyli wioskę, albo kiedy wracałem ze szkoły, że Niemcy przyjechali po ludzi do mojej wioski – tego naprawdę nie da się wyliczyć. Często chodziło się do szkoły całkiem niechętnie, uważając że wszystkie te koszty i zabiegi rodziców są stosowane na próżno.

Jaki to przykry był moment, gdy Niemcy zapisali siostrę na roboty do Niemiec. Wówczas postanowiłem ja zamiast niej jechać. Lecz rodzice musieli sprzedawać inwentarz i chcieli to wszystko okupić. W tym czasie przestałem chodzić do szkoły. Trzy razy jeździłem do Siedlec do Arbeitsamtu i już miałem jechać, już byłem zamknięty na trzecim piętrze, lecz rodzice po wielkich trudach zdołali mnie wykupić. Kiedy wróciłem, to byłem taki zniechęcony do nauki, że nie chodziłem przez kilka dni do szkoły.

Wiele to razy, zaledwie przyszliśmy do szkoły, przyjeżdżali Niemcy, wówczas wyskakiwaliśmy oknami i czołgając się czasem po polach, uciekaliśmy do lasu. Wiele razy przerywaliśmy naukę na tydzień lub dwa, gdyż Niemcy ograbiali wioski. Były to czasy, po których tylko pozostaną straszne wspomnienia na całe życie. A szczególnie 18 maja 1944 r. nigdy nie zapomnę, kiedy to Niemcy w Boże Ciało spalili wkoło 11 wiosek, tylko cudem jakimś moja wioska ocalała.

Lecz mimo tych i wielu innych niebezpieczeństw chodziliśmy do szkoły, ukończyliśmy dwie klasy gimnazjum i zdaliśmy w czerwcu 1945 r. tajnie egzamin w Siedlcach. Niedługo potem wkroczyły wojska sowieckie.

W następnym roku szkolnym na skutek mojej prośby, a przede wszystkim [prośby] owego studenta, którego nigdy w życiu swym nie zapomnę, rodzice posłali mnie do gimnazjum do Siedlec. Tu mimo usilnej pracy nauka idzie mi słabo, ponieważ pochodzę ze środowiska wiejskiego, więc mam wielkie trudności, przeważnie z językiem polskim. Ze mną również chodzą ci koledzy, którzy się razem uczyli, lecz nie wszyscy, bo na egzaminie niektórzy zostali „obcięci”, mówiąc językiem uczniowskim.