JÓZEFA ŚLIWONIK

Dnia 2 marca 1976 r. w Warszawie S. Banasiński, wiceprokurator wojewódzki, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Warszawie, działając na zasadzie art. 4 Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293) i art. 129 kpk, osobiście przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdziła własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Józefa Śliwonik
Imiona rodziców Antoni i Jadwiga
Data i miejsce urodzenia 10 lutego 1900 r. w Chomicach
Miejsce zamieszkania Olsztyn, ul. Chopina 4 m. 6
Zajęcie bez zawodu
Wyksztalcenie bez wykształcenia
Karalność za fałszywe zeznania niekarana
Stosunek do stron obca

W okresie okupacji mieszkałam na kolonii Waniewo, ówczesny pow. Wysokie Mazowieckie. Na tej samej kolonii mieszkała moja daleka krewna o nazwisku Władysława Krysiewicz. Jej mąż nazywał się Stanisław Krysiewicz. Podobno w czasie okupacji Krysiewicz przechowywał w swoich zabudowaniach Żydów.

W 1943 r., było to w nocy z 8 na 9 września, syn mój przebudził się w domu i powiedział do mnie, że słyszy we wsi strzały. Doszłam do okna i zobaczyłam, że palą się zabudowania Władysławy i Stanisława Krysiewiczów. Słyszałam też dużo strzałów i krzyk.

Następnego dnia rano poszłam do gospodarstwa Krysiewiczów razem z Janem Janucikiem, mieszkańcem wsi Pszczółczyn. Tam zobaczyłam, że stodoła i chlew były spalone, jedynie ocalał dom. Na podwórku, w pobliżu miejsca, gdzie stała stodoła, leżały zwłoki Stanisława Krysiewicza. Kilkanaście metrów dalej leżały zwłoki jakiegoś mężczyzny. Janucik powiedział do mnie, że są to zwłoki Żyda. Około 20 kroków dalej widziałam leżące zwłoki kilku osób, ale nie wiem ilu, ponieważ nie podeszłam tam. Nie wiem nawet, czy były to zwłoki mężczyzn, czy kobiet.

Nie potrafię powiedzieć, w jakich okolicznościach zginął Stanisław Krysiewicz i osoby, których zwłoki tam leżały. Okoliczni mieszkańcy mówili, że Krysiewicza i inne osoby zastrzelili żandarmi z posterunku w Tykocinie.

Krysiewicze mieli pięcioro nieletnich dzieci. Tego dnia, gdy widziałam zwłoki Krysiewicza i innych osób, w domu nie zastałam ani jego żony, ani dzieci. Poszłam więc do sąsiadów Krysiewiczów. Sąsiad nazywał się Wacław Wołosik, a jego żona Marianna. U Wołosików zastałam dzieci Krysiewiczów. Wołosikowa powiedziała, że dzieci Krysiewiczów przyprowadzili tam w nocy Niemcy i kazali się nimi zaopiekować. Wołosikowie powiedzieli, że żonę Krysiewicza [Niemcy] zabrali do Tykocina. Przebywała w areszcie na posterunku żandarmerii w Tykocinie ok. tygodnia. Następnie została zastrzelona na żydowskim cmentarzu w Tykocinie.

Siostra Krysiewiczowej, nie pamiętam jej nazwiska (mieszka obecnie w Łapach), mówiła do mnie, że zwłoki Władysławy Krysiewicz leżały na cmentarzu żydowskim i że obok tych zwłok leżały zwłoki jakiejś Żydówki. Zwłoki Krysiewicza pochowane zostały na cmentarzu w Waniewie, a jego żony – na cmentarzu w Kobylinie. Nie brałam udziały w pochowaniu ich zwłok.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.