TADEUSZ JAWORSKI

Warszawa, 4 września 1947 r., Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Tadeusz Jaworski
Imiona rodziców Wacław i Maria z d. Uhma
Data urodzenia 22 marca 1925 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Łączności 8 m. 12
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie liceum chemiczne
Zawód technik chemik

W czasie powstania warszawskiego brałem udział w akcji jako starszy strzelec w batalionie „Odwet” pod pseudonimem „Lord”. Mój pluton miał za zadanie przeprowadzenie ataku na dom akademicki przy ul. Grójeckiej. 1 sierpnia 1944 roku znalazłem się w punkcie zbornym przy ul. Raszyńskiej 58, róg Uniwersyteckiej 4, gdzie rozdano broń i granaty dla plutonów batalionu „Odwet” nr 402 i 422. Po drugiej stronie Uniwersyteckiej stacjonowały inne plutony, między innymi nr 427. Naprzeciwko domu przy ul. Raszyńskiej 58, w bunkrach, stale stacjonował niemiecki oddział SS.

Atak na dom akademicki nie powiódł się, dostałem rozkaz pozostania na Raszyńskiej, a nocą z 1 na 2 sierpnia przeszedłem na ul. Mochnackiego 4 do batalionu por. „Stefana”, który wymaszerował do lasów kabackich. W grupie dziesięciu AK-owców pozostałem jakotylnastraż na miejscu. Po odejściu por. „Stefana” przeszliśmy do domu przy ul. Filtrowej 62, gdzie oprócz nas znalazło się kilku zagubionych powstańców i patrole sanitarne. Sił naszych było już niewiele.

Mieliśmy kontakt z oddziałem powstańców – około stu ludzi – przy ul. Mianowskiego 15. Niemcy po raz pierwszy wpadli do domu przy ul. Filtrowej 62 w dniu 9 sierpnia. Słyszałem, iż postrzelili kilka osób z ludności cywilnej na podwórku i wycofali się, potem kręcili się po okolicy, grabiąc.

11 sierpnia około godz. 10.00 wpadł do domu przy Filtrowej 62 oddział Ukraińców, z których niektórzy na rękawach nosili odznaki ROA, było też kilku żandarmów, ubranych w mundury drelichowe niebieskawe, mających na kołnierzach wyłogi jasnobrązowe. Padł rozkaz, że mieszkańcy powinni opuścić dom. Pozwolono wynieść rannych do Szpitala Dzieciątka Jezus, po czym z rannymi poszedł mój kolega Marian Kołduń (zamieszkały w Warszawie, ul. Krzyżanowskiego 46). Część ludności cywilnej z domu przy Filtrowej 62 uprzednio wyszła do fabryki Toebensa pod opieką stacjonującego tam oddziału Werhmachtu. Zdjąłem opaskę i wyszedłem razem z częścią ludności cywilnej. Na Grójeckiej dołączono nas do innych grup z Ochoty. Grabież odbywała się jeszcze w mieszkaniach.

Prowadzono nas do placu Narutowicza, z ul. Grójeckiej do Zieleniaka. Po bokach ulic stał szpaler Ukraińców, przy czym po drodze rabowali pędzone grupy ludności cywilnej. Rewizje były dokładne, rabowali wszystkie wartościowe przedmioty, np. długie buty. Nie brali pieniędzy, które nawet walały się po ulicy.

Na Zieleniaku odłączono grupę narodowości rosyjskiej, przy wyprowadzeniu odłączono też osoby, które – ratując buty – odcięły cholewki. Uważano to za sabotaż. Co się z tą grupą stało, nie wiem.

Nocą Ukraińcy chodzili pomiędzy ludnością cywilną, świecąc latarkami i wybierając kobiety, które uprowadzali. Nie widziałem, by kogoś zamordowano na Zieleniaku. Strzały padały gęsto, może na postrach. Kolega mój Kołduń widział, jak Ukraińcy zastrzelili małego chłopca za to, iż miał przy sobie scyzoryk.

Na Zieleniaku było kilka tysięcy osób, przeważnie z Ochoty. Niektórzy przebywali tam kilka dni.

12 sierpnia 1944 zabrano mnie w transporcie do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.