JÓZEF DZIURZYŃSKI

Dnia 1 sierpnia 1947 r. w Poznaniu sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Poznaniu z siedzibą w Poznaniu asesor sądowy E. Marzyn, z udziałem protokolanta aplikanta sądowego J. Skrzypka [?], przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 111 kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Dziurzyński
Wiek 49 lat
Imiona rodziców Antoni i Eryka z d. Haich [?]
Miejsce zamieszkania ul. Marynarska [Iłłakowiczówny] 10 w Poznaniu
Zajęcie lekarz wojskowy
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

W 1940 r. zostałem wysiedlony z Poznania pod Kraków i w grudniu tego roku osiedliłem się w Suchedniowie pow. kieleckim. W miejscowości tej byłem lekarzem okręgowym i wolno praktykującym.

Słyszałem, że w 1943 r. polscy partyzanci ostrzelali pociąg niemiecki na linii Kielce–Skarżysko niedaleko wsi Michniów. Kilka dni po tym wypadku, 12 i 13 lipca 1943 r., Niemcy w odwecie za to, o ile mi wiadomo, z rozkazu szefa SS na okręg radomski otoczyli wieś Michniów dwoma batalionami SS i policji bezpieczeństwa, spalili ją, a mieszkańców usiłowali wymordować.

Michniów liczył ok. 600 mieszkańców. Około połowa z nich, jak mi mówili urzędnicy gm. Suchedniów, zdołała zbiec i ukryć się w okolicznych wioskach i lasach.

13 lipca wieczorem Polacy przywieźli do mnie [kobietę] – pobitą, postrzeloną w biodro, ze strzaskanym od kuli karabinowej łokciem i udem i z poparzoną nogą i bokiem. Powiedziała mi ona, że po postrzeleniu wniesiono ją do płonącego domu, skąd po odejściu Niemców zdołała się wyczołgać w kierunku żyta. Udzieliłem jej pomocy lekarskiej z dr. Witoldem Poziomskim [?] i przetransportowaliśmy ją do szpitala w Kielcach celem ewentualnej operacji.

Tego samego dnia zgłosiła się do mnie kobieta z przestrzeloną górną częścią klatki piersiowej. Opowiedziała, że postrzelili ją Niemcy, lecz zdołała zbiec. Jej również udzieliłem pomocy lekarskiej.

W dwa dni później zgłosiła się do mnie kobieta z dwojgiem dzieci, z których jedno miało przestrzelony mięsień w okolicy łopatki, a drugie przestrzelony szczyt barku. Dzieci te zostały według opowiadania ich matki postrzelone przez Niemców we wsi Michniów, lecz zdołały zbiec. Opatrzyłem ich rany i przeszły na leczenie domowe.

Innych wypadków sobie nie przypominam. Jedna z moich pacjentek opowiedziała mi, że jej syn leczony przeze mnie na schorzenie nerek został spalony przez Niemców w swoim domu we wsi Michniów.

Jedna z kobiet postrzelonych w Michniowie nazywała się, o ile sobie przypominam, Lorentz [Lorens] i zamieszkała we wsi Ostojów, gm. Suchedniów.

Tak zeznałem. Odczytano.