Krystyna Borucka
kl. VII
Wola Uhruska, 15 czerwca 1946 r.
Przeżycia wojenne
Pewnego razu szłam z ciocią ul. Puławską w Warszawie. Pogoda była piękna, słońce po ulicach rozpraszało swe promieniste smugi, a w oknach iskrzyły się iskierki nadziei. Ludność przebiegała szybko z ulicy na ulicę. Każdy miał uśmiechniętą twarz, bo nareszcie można [było] wyjść ze schronów na ukochane ulice rozpromienionej Warszawy. Szłyśmy wolno, aż coś w pobliżu [nagle] okropnie huknęło. Zaraz koło naszej kamienicy zaczęły się sypać gruzy, szyby, cegły i sadze. Wpadłam z ciocią do tej kamienicy (bo w oszołomieniu nie widziałyśmy, gdzie uciekać). Naraz zaczęły grać karabiny maszynowe i ze wszystkich stron śmierdział proch. Na ulicy powstał dziwny ruch, [słychać było] krzyk i płacz dzieci. Stałyśmy w korytarzu tej kamienicy i czekałyśmy, kiedy uspokoi się ta piekielna wrzawa. Naraz w tę kamienicę z głośnym hukiem wpadł granat. Obudzona, rozejrzałam się po korytarzu. Ciocia leżała koło mnie zakurzona i potargana. Dookoła słychać było płacz i jęki. W powietrzu wirowały sadze i kurz. Wstałam, wzięłam ciocię za rękę i poszłyśmy do domu. Prędko znalazłam się w swoim mieszkaniu. Na nasz widok mamusia zerwała się z krzesła z płaczem, a kiedy zobaczyła, że wyglądamy jak kominiarze, zaczęła się śmiać. Kiedy się umyłam, uczesałam i przebrałam, usiadłam z mamusią i opowiedziałam swój niemiły spacer, z powodu którego nie dawałam mamusi spokoju.