FRANCISZEK GNIAZDOWSKI

Dnia 14 maja 1969 r., Czyżew-Sutki. Bolesław Reszka, sędzia Sądu Powiatowego w Białymstoku, delegowany przez Ministra Sprawiedliwości do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (Dz.U. nr 51, poz. 293) i art. 219 kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania. Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Franciszek Gniazdowski
Data i miejsce urodzenia 10 czerwca 1911 r. w Dąbrowie, pow. Ostrów Mazowiecka
Imiona rodziców Stanisław i Anna
Miejsce zamieszkania Czyżew-Sutki, pow. Wysokie Mazowieckie
Zajęcie rolnik
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Przez cały czas okupacji niemieckiej mieszkałem we wsi Czyżew-Sutki. Wieś nasza podlegała pod posterunek żandarmerii w Czyżewie. Pamiętam, że w marcu 1943 r. wywoziłem obornik na pole. Po drodze zobaczyłem, że za mną jadą bryczką żandarmi z Czyżewa. Jechał wtedy żandarm Olsza [Olscha], Karwat i szucman Ciepieżyński [Ciepierzyński]. Wyprzedzili mnie i zajechali na podwórko Franciszka Jendrzejczyka [Andrzejczyka]. Za nimi po chwili ja również przyjechałem z obornikiem na pole w pobliżu zabudowań Jendrzejczyka [Andrzejczyka]. Byłem w odległości ok. 20 m od podwórka Jendrzejczyka [Andrzejczyka].

Gdy byłem na tym polu, [żandarmi] zawołali Jendrzejczyka [Andrzejczyka] na podwórko i pytali: „Gdzie masz Żydów?”. Jendrzejczyk [Andrzejczyk] powiedział, że nie ma u niego Żydów. Wtedy kilkakrotnie został uderzony przez żandarmów w głowę. Od tego uderzenia Franciszek Jendrzejczyk [Andrzejczyk] upadł. Gdy się podniósł, stał trochę. Po chwili, gdy zrzuciłem obornik, zobaczyłem, że stoi trzech Żydów i koło nich Franciszek Jendrzejczyk [Andrzejczyk]. Widziałem i słyszałem, że tym Żydom [Niemcy] kazali położyć się na ziemi. Kiedy się położyli, strzelali do nich, a następnie do Jendrzejczyka [Andrzejczyka] i ich zabili. Wszyscy czterej zostali zabici. Trzej Żydzi zostali koło zabudowań zakopani. Jendrzejczyka [Andrzejczyka] nie zakopali.

Co dalej się działo, tego nie wiem, ponieważ odjechałem z furmanką. Gdy pojechałem drugi raz z obornikiem, w tym czasie żandarmi pojechali na drugi koniec wsi. Widziałem wtedy zabitego Jendrzejczyka [Andrzejczyka]. Widziałem, że miał postrzał w głowę. Były dwa ślady strzału. Potem odjechałem do domu.

Gdy pojechałem tam z obornikiem po południu, widziałem, że wieźli więcej Żydów. Jechały dwie furmanki pełne Żydów. Na furmankach tych były też wiezione rzeczy pożydowskie. Wszystkich ich powieźli w kierunku Czyżewa.

Pamiętam jeszcze, że do majątku, gdzie pracowałem, przyszedł żandarm i zapytał, czy tu, to znaczy w majątku, pracuje Jan Zaręba. Zaręba [tam] był, więc [żandarm] powiedział, żeby Zaręba poszedł do dworu na przesłuchanie. Zaręba poszedł i został zaprowadzony do bryczki, kazali mu siadać na [tej] bryczce. W majątku tym nocnym stróżem był Aleksander Zalewski. Wtedy zabrali i jego i razem z Zarębą został posadzony na bryczkę. Zostali obaj powiezieni do Czyżewa i co dalej z nimi się stało, tego nie wiem. Żaden z nich nie wrócił.

Poza tym wiem, że z naszej wsi byli zabierani [mieszkańcy] na roboty przymusowe do Niemiec. Został zabrany mój brat Aleksander Gniazdowski, nie był [na robotach] do końca wojny, bo uciekł. Poza tym pamiętam, że została zabrana Czesława Walczuk, ona wróciła.