ANTONI DUDEK

Poznań, 25 marca 1946 r. Sędzia Adam Rymanowski przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, pod przysięgą. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Antoni Dudek
Data urodzenia 22 kwietnia 1928 r.
Imiona rodziców Antoni i Maria Staśkiewicz
Wykształcenie uczeń gimnazjum
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Do sprawy:

ad 1)

i ad 2)

W czasie powstania byłem w Warszawie. W pierwszym dniu wyszedłem z kolegą zobaczyć, co się dzieje i wtedy wskutek otwartej walki zmuszony byłem ukryć się w jednym z domów przy ul. Marszałkowskiej, blisko apteki Anca, przed ul. Oleandrów. Ponieważ Niemcy od 2 stopnia [numeru?] palili domy, jeden po drugim, wszyscy mieszkańcy, przeważnie kobiety i ludzie przypadkowo tam się znajdujący, między innymi Czesław Pankiewicz (zam. przed powstaniem w Warszawie, ul. Witkowska 16) i ja zmuszeni byliśmy uciekać do dalszych domów. W międzyczasie 1 sierpnia 1944 r. widziałem grupę Ukraińców gnających Polaków i widziałem, jak Ukrainiec zastrzelił Polaka i zaraz go obrabował. W końcu, w czasie naszego uciekania z domu do domu, wyłapali nas (3 sierpnia) gestapowcy i Ukraińcy w pobliżu apteki Anca i zgromadzili razem. Kobiety puścili w głąb ul. Marszałkowskiej, w stronę powstańców, mężczyznom zaś kazano położyć się na ziemi. Jako jeden ze złapanych widziałem, jak w pewnej chwili z ul. Oleandrów wypadł Ukrainiec, pokazując, iż znalazł tam prawdopodobnie magazynek z amunicją i granat. Wtedy Niemcy rozkazali Ukraińcom nas rozstrzeliwać, dając znak ręką.

Po jednym zaczęto [nas] prowadzić pod aptekę Anca – ja byłem pierwszy. Ukrainiec trzymał mnie cały czas za kołnierz i przed apteką strzelił mi w kark.

W pobliżu apteki Anca przebywałem od 1 sierpnia do końca listopada 1944 r.

ad 3)

Samego rozstrzeliwania nie widziałem, gdyż byłem pierwszy, po odzyskaniu jednak przytomności po pewnym czasie, zauważyłem koło siebie około dziesięciu zamordowanych, przeważnie strzałem w kark. Ukraińcy okradali trupy i zaczęli wrzucać je do piwnicy, gdzie były rozżarzone węgle. Widziałem jednego trupa wrzuconego, a gdy mnie Ukrainiec tam ciągnął, wyrwałem mu się i uciekłem na piętro domu, gdzie była paląca się wtedy jeszcze apteka Anca. Pod samym niebem z trzema innymi mężczyznami ukrywaliśmy się tam do końca listopada 1944 r.

ad 4)

Widziałem trupy ludzkie jedynie pod apteką Anca, gdy odzyskałem przytomność, oraz fakt zabicia Polaka przez Ukraińca, jak już wyżej wspominałem. Przypomina mi się, że w końcu października widziałem z piętra, jak na sąsiednim podwórzu trzech gestapowców żądało od kobiety w futrze, mówiącej po polsku, wydania torebki, a ona broniąc się wołała, że to jest jej cały majątek. Wtedy dwóch gestapowców schwyciło ją, a trzeci strzelił z tyłu. Po zabraniu torebki wrzucili kobietę do piwnicy, kopiąc ją.

Wśród trupów, z którymi razem leżałem, widziałem ciało kolegi, Czesława Paszkiewicza (zam. przed powstaniem Warszawa, ul. Witkowska 16). Innych nazwisk ofiar nie znam.

ad 5)

Nazwisk Niemców przeprowadzających egzekucje nie znam.

Mogę podać nazwiska osób, które ze mną wtedy ukrywały się, które więcej przeżyły, a z których jedna osoba była wśród trupów palących się: 1) Zdzisław Michalik (zam. przed powstaniem Warszawa, ul. Starościńska 2 lub 3, obecnie Bydgoszcz, ul. Wileńska 7 m. 4);
2) Jan Łatwiński (zam. przed powstaniem przy ul. Marszałkowskiej, a obecnie zam. Warszawa, ul. Marszałkowska 8 lub 9);

trzeciego towarzysza nie znam, pamiętam tylko imię Władysław (zam. przed powstaniem Wiskitki pod Warszawą, wzgl. Warszawa, ul. Hoża 21 lub w pobliżu).

Odczytano.