TADEUSZ GALIŃSKI

Tadeusz Galiński
kl. VII
30 września 1946 r.

Chwila najbardziej dla mnie pamiętna z lat okupacji

Było to w sobotę i niedzielę 23 i 24 października [nieczytelne]. Były piękne, słoneczne dni złotej polskiej jesieni. Nikt nie przypuszczał, że te właśnie dni będą dniami [nieczytelne], rozpaczy i łez. Właśnie w tę pamiętną sobotę, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, runęła wieść i przeszła przez wieś jak anioł śmierci. Z ust do ust podawano sobie, że ktoś zabił Niemca i że za to będą nas nad grobami rozstrzeliwać albo spalą nas żywcem w domach. Wieść jak huragan szła i rwała serca ludzkie, wyciskając łzy z oczu. W godzinę później wszystko ucichło. Żywego człowieka nie było na dworze. Wszyscy siedzieli w domach i czekali na wyrok. Matki płakały, a dzieci trzęsły się ze strachu, nie rozumiejąc [jednak tej] strasznej chwili. Ja już to rozumiałem i tylko łzy cisnęły mi się do oczu, a pięści zaciskały z nienawiści. Nie chcąc jednak młodszemu rodzeństwu dodawać strachu, siedziałem poważnie, patrząc się przez okno. Tak siedząc, zobaczyłem bandytów – żandarmów, którzy przyjechali zabrać swojego trupa. Zabrali i pojechali, nie mówiąc nic nikomu. Nadeszła noc, pierwsza w życiu, której nie przespałem i która dała mi tyle strachu i bólu. W nocy znów było cicho, jak zwykle przed burzą.

Rankiem, gdy słońce wzniosło się na horyzoncie, powoli wieś zaczęła się budzić i wpółprzytomni ludzie zaczęli wychodzić z domów. Wtedy po kryjomu wysunąłem się z domu, chcąc zobaczyć, co słychać. Ujrzałem to, czego nigdy w życiu nie zapomnę. Ujrzałem samochód pełny żandarmów, którzy prędko otoczyli wieś, przygotowując się do zbrodni. Był też drugi samochód – ale, o Boże – byli [na nim] nasi więźniowie. Serce zabiło mi gwałtownie, ale co miałem robić, wiedziałem przecież, co będzie. Oto ci bandyci spychali biednych, ze związanymi rękoma więźniów na ziemię, a potem dali tylko dwie salwy i dziesięć osób runęło na ziemię. Nie wiem, co się ze mną działo. Świat zawirował mi przed oczami, gdy naszych zabili. Widziałem jeszcze, jak potem strzelali w pierś leżących. Tego nie zapomnę nigdy. To była zbrodnia, którą widziałem naocznie.

Gdy żandarmi odjechali, podszedłem bliżej, przypatrzeć się, co potrafią zrobić niemieckie serca. Dziesięć ciał leżało na ziemi z roztrzaskanymi głowami lub piersiami. Była cisza. Tylko cichy jęk serc i płacz unosił się w powietrzu. Potem ciała przewieziono i pochowano. Ale jeszcze zbrodniarzom było mało, kazali grób zabronować, żeby nie pozostał ślad. Pomylili się jednak, bo ślad pozostał nie tylko w mogiłach, ale [też] w sercach starszych i dzieci. Tego nigdy nie zapomnimy wrogowi. Takiej chwili się nie zapomina. To są chwile wyryte w naszych sercach przez okupanta.