ANDRZEJ BRANDEBURSKI

Warszawa, 18 listopada 1949 r. Mgr Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Nazwisko i imię Brandeburski Andrzej
Data i miejsce urodzenia 6 grudnia 1924 r., Warszawa
Imiona rodziców Michał i Stefania z d. Brykalska
Zawód ojca buchalter
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zawód urzędnik w „Czytelniku”
Miejsce zamieszkania ul. Szustra 38 m. 4
Karalność niekarany

Od 23 sierpnia 1944 roku wraz z rodziną przebywałem w domu przy ul. Klarysewskiej 55. Do 2 września teren całej Sadyby, a więc i nasza ulica, znajdowały się w rękach powstańców. Najbliższe oddziały niemieckie zajmowały Wilanów i klasztor na Służewie. Na Służewie stacjonowali lotnicy. 2 września około godz. 12.00, może wcześniej, oddział szturmowy ze Służewia zajął pierwsze domy Sadyby, a więc przy ul. Podhalańskiej i Klarysewskiej. Ludność naszego domu w chwili wejścia Niemców na ten teren znajdowała się w piwnicy. Niemcy początkowo wrzucili tam kilka granatów, po czym kazali wszystkim wyjść. Wyszliśmy w liczbie około 50 osób (na pewno było więcej niż dwadzieścia kilka osób). Niemcy zgrupowali nas pod ścianą domu od strony pola (świadek rysuje szkic orientacyjny).

Z jednej strony stali żołnierze z karabinami maszynowymi, z drugiej z bronią krótką. Na polu stały czołgi. Salwami z karabinów zaczęli zabijać ludność. Ja już poprzednio zauważyłem, że Niemcy ustawiają na klombie karabiny, więc wycofałem się na tył całej grupy. To samo uczynił mój szwagier, Michał Baran (zam. obecnie Szustra 38 m. 4), moja była żona Joanna Morawska (gdzie obecnie mieszka nie wiem, ostatnio zam. Cecylii Śniegockiej 7) oraz jeszcze jeden mężczyzna w wieku mniej więcej 45 lat, nazwiska nie pamiętam, który przed powstaniem miał sklep przy ul. Szustra 1.

Gdy po dokonaniu u nas egzekucji Niemcy przeszli do następnych domów (zaznaczonych na szkicu), wyczołgałem się wraz z żoną i sklepikarzem spod ciał zabitych i rannych i zaczęliśmy uciekać przez pole w stronę Mokotowa. Jednak po niedługim czasie złapały nas zajmujące ten teren oddziały Wehrmachtu i zabrano nas do klasztoru na Służewie. Tu żona moja, ranna, dostała pierwszą pomoc lekarską. Po dwóch dniach dostaliśmy przepustkę do Szpitala św. Ducha w Konstancinie.

Z egzekucji 2 września 1944 roku przy ul. Klarysewskiej 55 uratował się także mój szwagier Michał Baran oraz Lucjan Pakulski (zam. obecnie w Lublinie, bliższy adres podam Komisji w jak najkrótszym czasie). Zginęło natomiast około pięćdziesięciu osób. Z tego znałem siostrę moją – Maria Baran, jej córkę Cecylię, babkę moją – Annę Brykalską, Hieronima Zajczyka, Leonarda Pękalskiego, Wandę Polkowską, Jadwigę Haladinową.

Po powstaniu, wiosną 1945 roku, byłem na miejscu zbrodni. Widziałem wówczas, że z domów przy „drodze polnej”, idąc w kierunku ul. Powsińskiej wyciągano także zwłoki zamordowanych. Nic bliższego jednak w tej sprawie podać nie potrafię. Poza tym dodaję jeszcze, że na dzień czy dwa przed wkroczeniem Niemców na teren Sadyby zostały zbombardowane forty na Sadybie, gdzie zgromadzona była ludność cywilna, przeważnie matki z dziećmi. Zginęło tam podobno około 500 osób. Wiem jednak o tym tylko ze słyszenia.

W czasie ucieczki polem w kierunku Mokotowa widziałem, jak Niemcy pędzili ludność z innych ulic Sadyby, za ul. Powsińską, w kierunku Wilanowa, grupując ją poprzednio pod parkanem cmentarza. Leżąc na polu, widziałem także (jeszcze poprzednio), że Niemcy, którzy dokonali u nas egzekucji, wrócili raz jeszcze na miejsce zbrodni i dobijali rannych.

Na tym protokół zakończono i odczytano.

[załączono szkic orientacyjny]