STANISŁAWA TARAN

Warszawa, 4 listopada 194 [6] r. Adam Tokarz, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:

Nazywam się Stanisława Taranowa, urodzona 3 marca 1896 r.
W uzupełnieniu zeznania mojego złożonego przeze mnie w dniu 8 lutego 1946 r. przed p.o. sędzią śledczym, zeznaję, co następuje:

obserwując w dniu 14 września 1944 roku z budynku szkoły przy ul. Marii Kazimiery 21 rozgrywające się wypadki, widziałam, jak do wypędzonych z budynku szkoły kilku osób żołnierze dołączyli kilkanaście osób wypędzonych z domu przy Marii Kazimiery 19 (a nie, jak błędnie zaprotokołowano, spod nr 21). Następnie widziałam, że nie wszystkie osoby z tej grupy padły zabite, gdyż spora ich część zdołała zbiec przez ogrody w stronę Żoliborza, przy czym – jak mi wiadomo – po większej części dostali się oni między ulicą Rymkiewicza a dawną Szkołą Gazową ponownie pod ostrzał, na skutek którego większość z nich zginęła. Przy ul. Marii Kazimiery, w początku opierania się tych ludzi, którzy bali się iść płonącą ulicą i w pierwszym stadium ucieczki, o ile mogę ocenić, zginęło kilka osób, z tym że na ulicy pozostały zwłoki chyba trzech, a podobno były też jakieś trupy w ogrodach. Ciała leżące na ulicy niedługo potem zmiażdżone zostały przez przejeżdżający czołg. W chwilę po rzuceniu się do ucieczki wspomnianych osób i strzelaninie wywołanej tym, ze szkoły pod nr 21 wyszły dwie kobiety z dzieckiem w wózku z zamiarem przedostania się na Żoliborz. Zostały one zauważone przez strzelających żołnierzy i po porzuceniu wózka z dzieckiem zastrzelone. Dziecko zabite zostało zaraz potem. Odnośnie mordu przed domem przy ul. Dembińskiego 2/4, to – będąc ukryta w pobliskim schronie znajdującym się na posesji przy ul. Marii Kazimiery 23 – widziałam i słyszałam, jak z domu wyszedł znajdujący się tam wraz z ludnością ksiądz Hieronim Brzozowski trzymający w ręku monstrancję i mówił coś po niemiecku do żołnierzy, którzy go odsunęli na bok i po jakimś czasie przerwali strzelanie, skierowali [księdza] wraz z resztą ludzi w stronę stawów. Później, będąc w budynku szkolnym, widziałam, jak ksiądz ten, już bez monstrancji, prowadzony był przez żołnierzy z powrotem po ulicy Dembińskiego. Zwłoki księdza zostały później znalezione przy końcu ulicy Dembińskiego.

Wieczorem do szkoły przybiegł poparzony Lucjan Kowalski, który opowiadał nam, że uciekł ze schronu przy ul. Dembińskiego 15, do którego rzucone zostały granaty, a następnie został podpalony. Przebywało tam około dziesięciu osób, z których zdaje się nikt nie ocalał. Sam Kowalski również zginął. Nazwiska osób, z którymi był w schronie, figurują w treści odczytanego mi protokołu ekshumacyjnego PCK nr 1515. Kiedy 20 września na wezwanie żołnierza wydostaliśmy się ze schronu znajdującego się na terenie posesji przy ul. Marii Kazimiery 29, skierowani zostaliśmy najpierw na ul. Dembińskiego, potem przez ul. Marii Kazimiery, widziałam [wtedy] leżące przed domem Rogalskich na ulicy Dembińskiego i Marii Kazimiery oraz w ogrodach wielkie ilości zwłok, podobnie jak również dalej w stronę Bielan, w ogrodach Wolańskiego. Liczba tych zwłok sięgała setek.

Po powrocie na Marymont w 1945 roku byłam obecna przy ekshumacjach dokonywanych przez PCK, brałam udział w rozpoznawaniu ofiar i pamiętam, że liczba rozpoznanych ofiar sięgała 220, zwłok nierozpoznanych zaś było ponad 300. Na podstawie porównania swych obserwacji z przedstawionymi mi listami osób figurujących w protokołach ekshumacyjnych PCK stwierdzam, że liczba protokołów nie odpowiada liczbie rozkopywanych mogił oraz że zdarzają się wypadki umieszczenia osób z jednej mogiły w kilku protokołach, tak że nie można uważać poszczególnych protokołów za odpowiednik poszczególnych egzekucji ani nawet poszczególnych mogił.

Na tym protokół zakończono i odczytano.