MARIANNA POSTEK

Dnia 28 listopada 1988 r. zastępca prokuratora rejonowego mgr Ryszard Wiączek z Prokuratury Rejonowej w Węgrowie, delegowany do Komisji Okręgowej w Białymstoku Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku, działając na zasadzie art. 4 Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293) i art. 129 kpk, bez udziału protokolanta przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Marianna Postek
Imiona rodziców Stanisław i Julianna Postek
Data i miejsce urodzenia 24 marca 1915 r. w Miedniku, gm. Stoczek, woj. siedleckie
Miejsce zamieszkania Stoczek, woj. siedleckie
Zajęcie emerytka
Wykształcenie siedem klas szkoły podstawowej
Karalność za fałszywe zeznania niekarana
Stosunek do stron obca

Urodziłam się w Miedniku (gm. Stoczek, woj. siedleckie), a podczas okupacji mieszkałam z całą rodziną w Stoczku (woj. siedleckie). Rodzice moi, Julianna i Stanisław Postkowie, zamieszkiwali przez cały czas w Stoczku. Jeżeli chodzi o okres okupacji, to miałam wtedy ok. 27 lub 28 lat. Mieszkałam cały czas z rodzicami i pracowałam z nimi w gospodarstwie. Miałam również brata Kazimierza, który nie żyje, Wacława, który nie żyje, Henryka, który nie żyje, Józefa, który żyje, Franciszka, który też żyje, siostrę Cecylię oraz Jerzego Postka, który żyje, siostrę Zofię, która też nie żyje. Wszyscy mieszkaliśmy podczas okupacji w Stoczku. Przypominam sobie, że w 1942 r. lub 1943 r., nie pamiętam miesiąca, ale chyba we wrześniu, przyszło trzech obywateli żydowskich, nazwisk nie pamiętam, wiem [tylko], że pochodzili z Warszawy. Była jedna Żydówka i dwóch Żydów w wieku ok. 40 lat i zgłosili się do mojego ojca Stanisława Postka. Ojciec ukrył ich w piwnicy po kartoflach na terenie naszego gospodarstwa. Ci Żydzi byli w tym pomieszczeniu dzień i noc i donosiliśmy im jedzenie do tej kryjówki. Była to piwnica, która była zamykana drzwiami. Artykuły spożywcze w sklepie myśmy wszyscy kupowali, natomiast nocą ojciec sam nosił [Żydom] pożywienie. Ani ja, ani pozostałe rodzeństwo nie nosiliśmy im żywności. Ta kryjówka od mieszkania była oddalona jakieś 10–15 m. Ojciec tylko nocą chodził do tych ukrywających się Żydów i tam donosił żywność. Myśmy wszyscy wiedzieli, że tam się ukrywają Żydzi, ale ojciec nam zabronił o tym komukolwiek mówić. Sąsiedzi nie widzieli o tym, że ojciec przechowuje Żydów. Tylko mój ojciec miał obowiązek wchodzenia do tej kryjówki. [Żydzi] nie przychodzili do naszego mieszkania. We troje ukrywali się przez dwa miesiące. Po tym okresie ojciec przyjął troje Żydów ze Stoczka. Jak pamiętam, jeden nazywał się Hajkiel, dziewczyna Majerkówna, a trzecia osoba to już nie pamiętam, jak się nazywała. Dla tych trojga Żydów ze Stoczka ojciec wybudował podobny schron jak poprzedni i tam oni przebywali. Również tym Żydom ojciec donosił pożywienie, natomiast matka piekła chleb, a myśmy wszyscy robili zakupy. Ta trójka Żydów nie przychodziła do mieszkania ani w nocy, ani w dzień. Ojciec się z nimi kontaktował i nosił pożywienie tylko nocami. Ja do tego drugiego schronu kryjówki nie chodziłam i nie nosiłam pożywienia. Żadnego umówienia się z tymi Żydami ojciec nie miał i jak już mówiłam, kontaktował się z nimi nocami. Kiedy została rozbita Treblinka, to w tych kryjówkach było ok. 17 czy też 18 Żydów. W jaki sposób się oni dostali do tych kryjówek, tego nie wiem i ojciec chyba też nie wiedział. Pragnę nadmienić, że moja mama i my wszyscy z rodzeństwa robiliśmy zakupy dla tych ukrywających się Żydów, a ponadto matka przygotowywała posiłki, które nosił [im] ojciec. Jakie ci Żydzi mieli zawody, tego dokładnie nie wiem, ale ten Hajkiel to chyba handlował mąką. Jak sobie przypominam, Żydzi ukrywali się w tych kryjówkach ponad rok. Przypominam sobie, że we wrześniu 1943 r. jednego dnia byłam rano na grzybach z siostrą Zofią, która nie żyje, i usłyszałam strzały w pobliżu naszego domu. Już nie wróciłam do domu, gdyż przeczuwałam, że Niemcy odnaleźli kryjówkę z Żydami. Razem z siostrą Zofią udałyśmy się do rodziny mojej matki zamieszkałej w miejscowości Brzózka (gm. Sadowne). Tam przenocowałyśmy, a następnie obydwie udałyśmy się do rodziny w Warszawie. Tam byłyśmy do czasu, aż bracia wrócili z Pawiaka.

Jak wróciłam do Stoczka po upływie dwóch miesięcy, to zastałam [w domu] braci Wacława i Henryka. Dowiedziałam się od nich, że Niemcy przyjechali, odkryli kryjówki [i] zamordowali Żydów na miejscu. Było tych Żydów 17. Zwłoki leżały na naszym podwórzu. Bracia opowiadali mi, że ojca zabrali Niemcy, a matkę tak bili, że ją zabili. Natomiast obydwaj bracia zostali przewiezieni na Pawiak, a ojca wywieziono do Oświęcimia. Jak mi mówili bracia, to część tych Żydów została zabita na naszym podwórzu, a część została zabrana i zabita gdzieś pod lasem. Po jakimś czasie Niemcy znów przyjechali do nas i zabrali braci Henryka i Wacława. Gdzieś [ich] wywieźli i oni do dziś nie wrócili. Niemcy nie zawiadomili nas, co się stało z dwoma braćmi. Nie wiemy, gdzie są oni pochowani. Pozostaliśmy przy życiu [z rodzeństwa]: ja, brat Józef zamieszkały w Gdyni, Henryk [sic!] Postek, Jerzy Postek i Cecylia Borkowska, moja siostra. Pragnę nadmienić, że gdy Niemcy przyjechali do nas, to siostra Cecylia i młodszy brat Jerzy Postek byli w szkole w Stoczku i już nie wrócili do domu tego dnia, zaś brat Franciszek Postek tego dnia pasł krowy i jakoś udało mu się uciec. W 1944 r. podczas walk wyzwoleńczych nasze mieszkanie zostało spalone i nie mamy zdjęć ani ojca, ani matki. To wszystko, co w sprawie chcę zeznać. Po osobistym przeczytaniu protokołu podpisuję go jako zgodny z prawdą.