10 maja 1949 r. w Warszawie członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce mgr Norbert Szuman przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o konieczności mówienia prawdy, świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Tadeusz Grzegorz Gabrysiak |
Data i miejsce urodzenia | 20 września 1934 r. w Warszawie |
Imiona rodziców | Jan i Janina Gajkowska |
Zawód ojca | robotnik fabryczny |
Przynależność państwowa i narodowość | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | 5 klas szkoły podstawowej |
Zajęcie | uczeń |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Gdańska 6a |
Karalność | niekarany |
W chwili wybuchu powstania warszawskiego znajdowałem się wraz z matką i babką w domu przy ul. Marii Kazimiery 23. Tam też przebywaliśmy do 14 września 1944 roku. Z powodu silnego ostrzału tego dnia ukryliśmy się w schronie znajdującym się na podwórzu naszego domu. Razem z nami przebywało tam około 20 osób – mieszkańców naszego domu, kobiet, mężczyzn i dzieci. Około godziny 2.00 po południu do schronu naszego wpadli żołnierze w czapkach okrągłych z płaskim denkiem, na którym widziałem krzyże czerwonego koloru. Kazali nam wychodzić i poprowadzili nas w stronę stawów. Na ulicy Dembińskiego ustawili nas pod siatkowym płotem i skierowali na nas karabin maszynowy. Podbiegł jednak jakiś Niemiec w hełmie i ruchem rąk kazał nam iść dalej. Po drodze napotkaliśmy stojących żołnierzy, którzy zaczęli do nas strzelać. Zabili moją matkę i babkę oraz kilka innych osób z naszego domu. Ja uciekłem dalej i znalazłem się w grupie ludzi spędzonych w ogrodzie w pobliżu pętli linii tramwajowej (dawnej „14”). Tam żołnierz w mundurze niemieckim mówiący po polsku kazał obecnym oddawać złoto, zegarki itp. przedmioty wartościowe. Widziałem też, jak spośród spędzonych osób żołnierze odprowadzili kilku mężczyzn za pagórek, usłyszałem strzały i żołnierze wrócili sami. Potem ustawiono nas w gromadę i znów skierowano na nas karabin maszynowy. Powstał wtedy wśród ludzi płacz, wobec czego nakazano nam iść dalej do Lasku Bielańskiego, skąd przez Centralny Instytut Wychowania Fizycznego wyprowadzono nas poza Warszawę. Zaopiekowała się mną sąsiadka z naszego domu Franciszka Skrzypiec.
Na tym protokół zakończono i odczytano.