ELEONORA KRAWCZYK

Eleonora Krawczyk
kl. IV
Gruszczyn, 28 października 1946 r.
pow. iłżecki

Wspomnienie zbrodni niemieckich

Już dwa lata [minęły], jak byli u nas Niemcy. Żandarmi z Niemcami przyjeżdżali na wieś, rabowali, palili domy, zabierali na okopy i mordowali ludzi. Stali nad ludźmi i kazali pracować ciężko. A jak [ci] nie chcieli lub nie mogli, to ich zaraz bili [nieczytelne]. Napędzali ich do pracy, a na wieczór sprawdzali i zapisywali na listy, żeby na drugi dzień wiedzieli, których nie było. Szukali po stodołach, po górach [domów] i po piwnicach. Wszystko [przetrząsali szczegółowo] i szukali ludzi.

Zabierali krowy, cielęta, świnie, konie i w ogóle wszyściutko, co tylko napotkali. Nawet i ubranie, obuwie, różne kożuchy, palta, chustki grube – wszystko zabierali. Nawet drobne ptactwo, kury, gęsi i kaczki. Zboża zabierali ze stodół ludziom, koniczynę, siano i co tylko mogli. [Nieczytelne] i tak mordowali. Nic nie mogliśmy utrzymać. Nie można było utrzymać, nawet niektórzy to i z głodu umierali. Tak nas [Niemcy] męczyli!

Mojego wujka zabrali, jak pracował na innej wiosce. Wujek nie miał dowodu i dlatego zabrali [go], wywieźli do lasu i zabili. Zakopali jak psa. Nawet gorzej, bo ich było trzech [zabranych] – to wszystkich razem [zakopali]. Jak wyszli Niemcy, nasi wrogowie, dopiero wujenka najęła sobie chłopów i przywiozła [ciało] na lipski cmentarz, i pochowała, jak się należy. W trumnie pochowali to ciało.

Brata mego [Niemcy] zabrali do niewoli. Pracował w kopalni. Męczyli go bardzo, dawali mu raz na dzień brukiew gotowaną i pięć deko chleba czarnego. Pracował sześć lat i wrócił bez zdrowia. Teraz z niego nie ma [nieczytelne].