JAN FELICZAK


Kpr. Jan Feliczak, ur. 21 czerwca 1904 r. [we] wsi Lacko, pow. Dobromil, woj. lwowskie, monter sygn. [?] (ślusarz), żonaty; 11 Batalion Saperów Kolejowych.


Aresztowano mnie 8 lutego 1940 r. nad brzegiem Sanu w Przemyślu i osadzono w więzieniu okręgowym. Przy rewizji zabrano mi dwa tysiące złotych, zegarek srebrny „Omega” i wszystkie moje dokumenty.

W więzieniu były straszne warunki. I tak: w celi, w której podczas pokoju siedziało dziesięciu więźniów, nas tam spędzali po 60 do 70 osób, tak że jeden drugiemu na nogach sypiał. Utrzymanie było marne, dwa razy dziennie: na śniadanie 150 g chleba i pół litra wody, na obiad ćwierć litra zupy i 150 g chleba. Więcej nic nie dawali. Wody do mycia nie dali i bielizny nie zmieniali. A wszy po nas i po ścianach łaziły.

Po trzech miesiącach załadowali nas po 36 ludzi do wagonów towarowych i przywieźli do Mikołajowa. Tu mnie osadzili w więzieniu i zaczęli przeprowadzać dochodzenia. Zarzucili mi, że chciałem pójść do Niemca i że jestem szpiegiem niemieckim. Zasądzono mnie z paragrafu 16.80 na pięć lat przymusowej pracy. Załadowali do wagonów i wywieźli na Północ k. Peczory, do 45. lagru.

Warunki tam były straszne. Baraki, które sami zrobić musieliśmy: były tylko belki i krokwie, a ściany i dach – plecione gałęzie mchem obkładane. Robota: karczowanie lasu i wykopywanie błota do gruntu pod nasyp na tor kolejowy. Roboty podzielono na normy. Norma była taka: siedem metrów sześciennych drzewa wyciąć i poskładać na kupę albo tyle samo ziemi wykopać i wywieźć na nasyp. Życie zależało od wyrobionej normy. Kto ją wyrobił, dostawał 900 g chleba (śniadanie: zupa, obiad: zupa i kasza, kolacja: też zupa i kasza). A ja byłem słabszy i normy nie wyrabiałem, więc dostawałem 300 g chleba, na śniadanie pół litra zupy i na kolację pół litra zupy, na obiad nic.

NKWD-ziści wyśmiewali się z nas stale. Pomoc lekarska była, ale lekarstw nie było – zamiast witaminy dawał lekarz ząbek czosnku. Do tego doszło, że się rozpowszechniła choroba (dyzenteria) i [spośród] nas, 450 ludzi w tym łagrze, umierały cztery do siedmiu osób na 24 godziny, a NKWD-ziści śmiali się, że Polacy tak umierają.

Z krajem nie było żadnej łączności.

Jak nasz rząd podpisał pakt z Rosją, to mnie zwolniono z więzienia. 17 dni jechałem do Bozołuku [Buzułuku], z Bozołuku [Buzułuku] do Tockoje i 19 września zostałem przyjęty do naszej armii.