MARIA PRZYBOROWSKA

Warszawa, 2 stycznia 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Przyborowska z d. Owczarska, wdowa
Imiona rodziców Wojciech i Michalina z d. Wodziwodzka
Data urodzenia 29 lipca 1898 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie matura
Miejsce zamieszkania Warszawa-Żoliborz, ul. Sierpecka 6 m. 12
Przynależność państwowa i narodowość polska
Zawód urzędniczka

W czasie powstania warszawskiego byłam strzelcem-łączniczką w batalionie „Miotła” w zgrupowaniu „Radosława” pod pseudonimem „Kulesza”. Od 1 sierpnia 1944 roku oddział batalionu „Miotła” stacjonował w domu przy ul. Nowolipki 82. Z rozkazu dowództwa, wobec braku broni, po pierwszym tygodniu walki kobiety zostały wycofane na Stare Miasto.

Znalazłam się w batalionie „Wigry” w 3 kompanii kpt. Zaremby. Brałam udział w akcjach oddziału, a ponadto zwróciłam się do płk. „Tarło”, szefa szpitalnictwa na Starym Mieście, ofiarując mu swe usługi jako sanitariuszka w tym czasie, kiedy nie byłam na barykadach.

Szefostwo sanitarne Starego Miasta mieściło się przy ul. Długiej 7. Naczelnym lekarzem szpitala przy Długiej 7 był dr Falkowski, przebywali tam także dr Kowalski, Stefanowski, „Jastrzębiec”, „Piotr”, „George” i inni, których nazwisk nie pamiętam. Z sanitariuszek przy Długiej 7 były z batalionu „Miotła”: „Ewa”, „Mira” i „Jagoda” (z wyjątkiem „Ewy” wszystkie zginęły). Na Starym Mieście, oprócz szpitala przy Długiej 7, pamiętam inne szpitale i punkty sanitarne; znajdowały się one w następujących miejscach: przy Długiej 8 (małe zgrupowanie rannych), przy ul. Podwale 46 „Czarny Łabędź” (około 30 rannych), inne szpitale przy ul. Podwale – np. „Pod Krzywą Latarnią”, szpital przy Freta 10 w kościele Dominikanów i na terenie posesji Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, szpital przy Kilińskiego 1/3, przy ul. Długiej 15 (został on pod koniec sierpnia 1944 r. zasypany razem z lekarzem, dr. „Piotrem”), szpital przy Długiej 18. Przy Długiej 23 mieścił się większy szpital, który został częściowo zbombardowany; pracowały tam m. in. Maria Platerówna i Hanna Brzezińska, obecnie studiujące na Wydziale Medycznym Uniwersytetu we Wrocławiu. 19 sierpnia 1944, wobec zawalenia się po uderzeniu bomby lotniczej pułapu pierwszego piętra w szpitalu przy Długiej 7, część rannych została stamtąd przeniesiona do innych szpitali. Ja z 33 rannymi przeszłam na Podwale 46 do domu „Czarny Łabędź”, gdzie zorganizowaliśmy szpital w trzech izbach na parterze. Razem z nami przeszedł tam dr „Jastrzębiec” i sanitariuszka „Kowalska”.

1 września powstańcy wycofali się kanałami do Śródmieścia, zabierając ze szpitali pewną część lżej rannych. Batalion „Parasol” w ostatnich dniach sierpnia zgrupował swoich rannych w Archiwum Sądów na pl. Krasińskich (róg ul. Miodowej), chcąc przeprowadzić ich kanałami do Śródmieścia. Mówił mi powstaniec „Hektor” (nazwiska jego nie znam), że ranni ci zostali wymordowani przez Niemców.

1 września otrzymałam zarządzenie z Szefostwa Sanitarnego Starego Miasta, by zniszczyć wszelkie dowody przynależności rannych do oddziałów powstańczych oraz dowody wskazujące na wojskowy charakter szpitala. Zniszczyłam kilka mundurów powstańczych. Dowody osobiste chorych i spisy rannych znajdowały się w Szefostwie Sanitarnym przy Długiej 7.

2 września około godziny 9.00 rano wpadło kilku żołnierzy niemieckich w czarnych mundurach ze znakami trupiej główki do szpitala „Czarny Łabędź”, pytając, czy jest to szpital wojskowy. Odpowiedziałam, że jest to szpital dla ludności cywilnej, wskazywałam przy tym na flagę Czerwonego Krzyża. Niemcy zapowiedzieli spalenie szpitala. Jeden z nich, starszy rangą, zażądał od któregoś z rannych dowodu osobistego, którego ten nie miał, tak jak i inni, ponieważ dowody znajdowały się w Szefostwie Sanitarnym. Wtedy oficer zastrzelił trzech rannych. On i żołnierze byli pijani. Oficer po zastrzeleniu rannych zaciągnął mnie na pierwsze piętro i usiłował zgwałcić, udało mi się jednak zbiec na dół. Zobaczyłam, że do szpitala wtargnęła nowa grupa Niemców w zielonych mundurach z oznakami SS na kołnierzu. Przybyły w tej grupie oficer polecił mi rozbandażować rannych, następnie obejrzał rany wszystkich leżących, po czym polecił zabandażować ich z powrotem. Z kolei rozdał wszystkim po kieliszku wódki. Oficer ten wydał mi rozkaz zabrania opatrunków i udania się razem z żołnierzem niemieckim w celu opatrzenia rannych Niemców. Żołnierz, który mnie wyprowadził, zabronił mi oglądania się w kierunku szpitala. Szliśmy do placu Zamkowego. Mniej więcej koło numeru 15 przy ul. Podwale idący przede mną mężczyzna z tobołkiem upadł, a prowadzący mnie żołnierz strzelił mu z rewolweru w głowę. Obejrzałam się w tej chwili i zobaczyłam, że szpital „Czarny Łabędź” stoi w płomieniach. Od strony szpitala „Pod Krzywą Latarnią” czołgała się jakaś kobieta. Naprzeciwko szpitala przy Długiej 7 stał na ulicy Kilińskiego czołg.

Na pl. Zamkowym żołnierz dołączył mnie do dużej grupy złożonej z personelu sanitarnego różnych szpitali staromiejskich; w grupie tej było kilku rannych. Wszystkich skierowano ulicą Mariensztat do Sowiej, przez jakieś gruzy do domu Towarzystwa Dobroczynności na Krakowskim Przedmieściu. Z zakładu tego, jak mi powiedziała zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Wincentego à Paulo, tego samego dnia starcy zostali wywiezieni samochodami w nieznanym kierunku.

Po południu Niemcy dowieźli kilka rannych kobiet – jedną z nich rozpoznałam jako pacjentkę „Czarnego Łabędzia” (nazwiska jej nie znam). Kobieta ta opowiadała mi, iż po moim wyjściu ze szpitala żołnierze niemieccy powynosili rannych przez bramę wychodzącą na teren międzymurza, a ją przewieźli do Towarzystwa Dobroczynności.

Przebywając później w obozie w Pruszkowie, spotkałam mężczyznę nieznanego nazwiska, który mi opowiadał, iż na terenie międzymurza palił zwłoki rozstrzelanych rannych. Mówił też, że szczątki spalonych były składane do wanny.

Po powrocie do Warszawy w dniu 29 stycznia 1945 roku udałam się do szpitala „Czarny Łabędź”. Zastałam tam zgliszcza, ale śladów spalonych zwłok nie widziałam. Natomiast na terenie międzymurza widziałam kilka niedopalonych zwłok. Prochów nie widziałam, może dlatego, iż cały teren był przysypany śniegiem i gruzem. Przy Długiej 23 widziałam w lokalu, gdzie mieścił się szpital, leżących na łóżkach około 13 ciał mężczyzn i kobiet. Na podwórzu leżał trup mężczyzny mającego nogę w szynie. W szpitalu „Pod Krzywą Latarnią” widziałam większą ilość nadpalonych zwłok na podłodze na materacach. Na Długiej 7 widziałam wtedy spalone i nadpalone zwłoki w piwnicach i na podwórzu.

Przebywając we wrześniu 1944 roku w Towarzystwie Dobroczynności przy ul. Krakowskie Przedmieście róg ul. Bednarskiej słyszałam, że 2 września przy ul. Mariensztat odbyła się egzekucja rannych, zabranych ze szpitali Starego Miasta. Szczegółów tej sprawy nie znam. 3 września oficer niemiecki powiadomił dr. Kowalskiego, który przebywał w naszej grupie, że teren Towarzystwa Dobroczynności zostanie zajęty przez oddziały ukraińskie. Naszą grupę przeprowadzono na tyły Teatru Wielkiego, gdzie przebywaliśmy dwa dni. Widziałam wtedy, jak żołnierze niemieccy rozstrzelali mężczyznę odkopanego spod gruzów, mówiąc, że jest Żydem. Widziałam wtedy także na podwórzu teatru kilka niedopalonych trupów mężczyzn.

W gmachu opery nie byłam.

6 września 1944 przeprowadzono nas do kościoła św. Wojciecha przy ul. Wolskiej. Tam pomagałam dr. Kowalskiemu w pracy przy rannych, zorganizowanej przez niego. Przybywało do nas dużo młodych kobiet zgwałconych – jak opowiadały – przez Ukraińców. Wiele z nich przybywało z kościoła Karmelitów. W kościele św. Wojciecha przebywałam do 15 września. Kobiety były zgromadzone razem z dziećmi i starszymi mężczyznami. Młodzi mężczyźni zgrupowani byli w podziemiach kościoła. W czasie mego pobytu widziałam wiele wypadków uprowadzania młodych kobiet przez Niemców. Kobiety, o ile się zdarzało, że wracały później, opowiadały, że zostały zgwałcone.

W czasie mego pobytu w kościele św. Wojciecha doprowadzano ludność cywilną z Powiśla i Czerniakowa.

15 września 1944 zostałam przewieziona do obozu w Pruszkowie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.