JAN ZDZIEBŁOWSKI

Warszawa, 3 grudnia 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Zdziebłowski
Imiona rodziców Jakub i Antonina z d. Zulińska
Data urodzenia 16 grudnia 1894 r., Warszawa
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Podwale 19 m. 25
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie trzy klasy rosyjskiej szkoły powszechnej
Zawód mistrz kominiarski

W czasie powstania warszawskiego 1944 mieszkałem przy ulicy Podwale 44. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1944 roku powstańcy opuścili Starówkę. 2 września o godz. 6.00 rano na Podwale wkroczyły oddziały w mundurach niemieckich. Do naszego domu wpadło kilku Ukraińców, wzywając mieszkańców do wyjścia pod groźbą rzucenia granatów. Na Podwale przyprowadzono ludność z ulic Długiej, Kilińskiego, Freta, Świętojerskiej i okolicznych. Grupę całą doprowadzono wśród płonących domów Podwalem, placem Zamkowym, Źródlaną, Sowią, Bednarską przez Ogród Saski, Chłodną do kościoła św. Wojciecha przy ulicy Wolskiej. Przy Mariensztacie zatrzymano naszą grupę, widziałem jak dwóch mieszkańców ulicy Szeroki Dunaj 7 (nazwisk nie znam), których poprzednio widziałem w akcji po stronie polskiej, stało z gestapowcami przy drukarni Orgelbranda i wskazywali mężczyzn z pędzonej grupy. Wskazanych gestapo odprowadzało. Przy mnie w ten sposób zabrano pięciu mężczyzn, których zaprowadzono za mur koło drukarni. Po chwili usłyszałem odgłosy strzałów.

Nazwisk osób zabranych przez gestapo nie znam.

Po wyjściu z domu widziałem na ulicy Podwale, jak umysłowo chory Ludwik Mańkowski za wyjście z szeregu został zastrzelony przez Ukraińca i wrzucony do płonącego sklepu. Na placu Zamkowym i dalszej trasie Ukraińcy grabili prowadzonych, np. mnie Ukrainiec zabrał walizkę z bielizną. Do grupy naszej dołączyli się ranni, chorzy zdolni do marszu ze szpitali „Pod Krzywą Latarnią” i Długiej 7. Przy Podwalu, w piwnicy domu mieścił się mały szpital zwany „Pod Łabędziem”. Było tam kilkunastu ciężko rannych, którzy nie wyszli. Po powrocie do Warszawy w 1945 roku widziałem „Pod Krzywą Latarnią” opalone zwłoki większej ilości osób. Dotychczas nie zostały one pochowane.

1 września 1944 Niemcy wyrzucili z domów mieszkańców ul. Rybaki (nr 24, 26, 30, 27, 29 i 31). Z domu nr 24 wyprowadzono wtedy moją siostrę i szwagra Grzegorza i Anielę Podleśnych. O grupie tej brak wiadomości. Dzieci siostry uciekły w czasie ewakuacji na Podwale i opowiedziały o ewakuacji na Rybakach. Według niesprawdzonych pogłosek grupa ludzi z ulicy Rybaki została zaprowadzona do fabryki Pfeiffera przy Okopowej.

Czy ktoś z tej grupy się odnalazł, nie wiem. Siostra i szwagier nie wrócili.

Na tym protokół zakończono i odczytano.