ELŻBIETA SADALSKA

Elżbieta Sadalska
kl. VIb
Szkoła Powszechna nr 9 w Kielcach

Chwila najbardziej pamiętna dla mnie z czasów okupacji

Było to 11 marca 1944 r. Była piękna noc księżycowa. W kamienicy, w której mieszkaliśmy, było cicho, nie spali tylko rodzice moi. Tatuś przyniósł do domu biurową pracę, a mamusia pomagała tatusiowi. Przed [godz.] 1.00 i u nas zgasło światło i w całym domu zapanowała cisza.

Nagle pod oknami dały się słyszeć stąpania i przyciszone liczne męskie głosy. Ktoś zapukał do okna. Poruszyliśmy się na łóżkach. Pukanie powtórzyło się, ale głośniejsze. Rodzice obudzili się, tatuś zapytał: „Kto tam?”. Głos męski odpowiedział w języku niemieckim: „Policja!”. Ponieważ otworzenie po ciemku drzwi zajęło tatusiowi chwilę czasu, obecni za domem Niemcy zaczęli walić coraz głośniej w ramy okna i w szyby. Już nie można było czekać dłużej. Trzeba było im otworzyć.

Weszło kilku czarno ubranych mężczyzn. Zrozumiałam wszystko. To było gestapo. Przyszli zabrać tatusia. Serce biło mi jak młotem i drżałam z przerażenia. Zaczęła się rewizja, otworzyli szafę, bieliźniarkę, przewracali książki i szukali czegoś w grzbietach książek. Zerwali dywan ze ściany, podnieśli materace w łóżkach, wreszcie zrewidowali tatusia. Krok w krok chodzili za tatusiem po mieszkaniu z lufą skierowaną w plecy tatusia. Widziałam, jak od czasu do czasu rodzice spoglądali sobie w oczy, jakby chcieli sobie coś powiedzieć, ale mówić nie wolno było.

Kazali się tatusiowi spieszyć i ciepło ubrać. Zaczęłam drzeć coraz bardziej i cicho płakać. Widziałam bladą twarz tatusia i zbolałą twarz mamusi. Z przerażeniem usłyszałam, jak jeden z gestapowców zwrócił się do mamusi z rozkazem: „Pani też pójdzie z nami”. Rozpacz moja powiększyła się. Prosiłam tych wstrętnych, znienawidzonych Szwabów, żeby mi chociaż mamusię zostawili. Kazali mi być cicho i pocieszali, że mamusia po zeznaniach rano wróci.

Rewizja dobiegła końca. Rodzice byli już gotowi do wyjścia. Myślałam o siostrze, która była w Kielcach u babci, i o tym, że mogę już nigdy nie zobaczyć rodziców. Zauważyłam, jak mamusia zdjęła z ręki pierścionek, obrączkę i zegarek i zwróciła się do gestapowców, że wie dobrze o tym, że rano nie wróci i prosiła, aby mogła zostawić mnie u sąsiadów i oddać nam te drogie przedmioty. Tatusiowi otoczonemu gestapowcami nie pozwolili się ruszać.

Pożegnania tego nigdy nie zapomnę. Rodzice byli bardzo spokojni, mamusia nie rozpaczała i nie płakała wcale. Przy pożegnaniu z rodzicami nie mogłam się z nimi rozłączyć. Wyprowadzili mamusię, a potem tatusia. Słyszałam, jak drzwi za ukochanymi rodzicami się zamknęły, i zostałam wśród obcych ludzi. Nie mogłam zasnąć wśród obcych.

Rano poszłam do naszego przewróconego do góry nogami mieszkania i szykowałam śniadanie dla mamusi. Ale mamusia nie wróciła. Po paru dniach dowiedzieliśmy się, że rodziców wywieziono do Kielc. Z kieleckiego tymczasowego więzienia, [zorganizowanego] w Gimnazjum bł. Kingi, tatuś został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen, a mamusia do obozu w Ravensbrück.

Mamusia wróciła ostatniego [dnia] października 1945 r. Tatuś był na liście skazanych na śmierć 10 maja 1944 r. i do dziś nie wrócił. Smutno nam i ciężko, zwłaszcza mamusi, bez tatusia. Mamusia straciła zdrowie w obozie, a mimo to musi pracować na nasze utrzymanie. Mamusia jest nauczycielką.