ALICJA ŚWIERŻEWSKA

Alicja Świerżewska
kl. Va
Szkoła Powszechna im. Marii Konopnickiej w Kielcach

Chwila najbardziej pamiętna z lat okupacji

Najstraszniejszą chwilę przeżyłam, gdy byłam z mamusią w obozie Majdanek. Dzień z początku był względnie spokojny. Po placu chodzili tylko dozorcy, SS-owców nie było widać. Nawet dozorcy nie bili i nie popychali ludzi tak strasznie jak [brak]. Na kolację jadłam jakąś zgniłą brukiew czy coś takiego, dokładnie nie pamiętam, wiem tylko, że to było okropne.

Gdy się już porządnie ściemniło, poszłyśmy spać. Spałyśmy tam na pryczach. Były to deski pozbijane razem tak, że tworzyły jak gdyby łóżka, tylko piętrowe. Spać na nich było bardzo niewygodnie, bo nie było tam nie tylko sienników, ale nawet jednego źdźbła słomy. Ja zawsze opierałam głowę na mamy kolanach i tak spałam.

Jak długo spałam, nie wiem. Pamiętam tylko, że obudził mnie jakiś hałas. Przetarłam oczy, podniosłam się trochę i skamieniałam. Na progu stali SS-owcy z karabinami i latarkami. Wszyscy, przerażeni, chowali się w jak najciemniejsze kąty. Niemcy pozapalali wszystkie światła, w baraku powyjmowali jakieś listy, wyczytywali numery, a później chodzili od pryczy do pryczy i zaglądali każdemu w twarz. Czasami zatrzymywali się dłużej, mówili coś pomiędzy sobą i kazali ludziom schodzić.

Wreszcie przyszli do nas. Zaświecili nam w oczy. Przejdą czy nie? Strasznie się bałam, że mi zabiorą mamę. Zatrzymali się jednak przy nas dłużej, popatrzyli na mnie i na mamę. Patrzyli na nas długo. Myślałam tylko o tym, że jak mi mamę zabiorą, to muszę iść razem [z nią]. Wreszcie jeden z Niemców machnął ręką i powiedział: „Wajter”. Poszli dalej, a ja zaczęłam płakać. Mamusia powiedziała, żeby być cicho, bo jak usłyszą płacz, to mogą wrócić.

Gdy już obeszli cały barak, zabrali ze sobą te kobiety, którym kazali zejść [z prycz]. Tej nocy nikt już nie spał. Słychać było krzyki, strzały, później wszystko się uciszyło. Rano ludzi mówili, że Niemcy te kobiety pozabijali, a potem spalili.