FRANCISZEK RODAK

Warszawa, 15 maja 1950 r. Janusz Gumkowski, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Franciszek Rodak
Data i miejsce urodzenia 9 października 1919 r. w Warszawie
Imiona rodziców Antoni i Ewa z d. Lewandowska
Zawód ojca dorożkarz
Przynależność państwowa polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna
Zawód palacz, obecnie urzędnik

Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Powsińska 68 m. 1

Karalność niekarany

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu Graffa przy al. Róż 7, gdzie byłem portierem i palaczem. 5 sierpnia 1944 roku około godz. 11.00 w południe, kiedy lokatorzy naszego domu przebywali w piwnicach, weszli do hallu SS-mani stacjonujący w domu nr 2 przy al. Róż i kazali wszystkim mieszkańcom wyjść na ulicę. Dołączyliśmy się do ludności idącej z innych domów naszej ulicy w stronę Al. Ujazdowskich. Doprowadzono nas do kasyna oficerskiego przy al. Szucha. Niemcy spośród mężczyzn wybrali pięciu czy sześciu, którym kazali rozbierać barykadę przy pl. Zbawiciela na ul. 6 Sierpnia. Wśród tych mężczyzn był tramwajarz z al. Róż 5, nazwiska nie znam. Udało im się uciec na stronę powstańczą. Jeden tylko został zabity na barykadzie, ale nie wiem przez kogo. Dnia tego (5 sierpnia) widziałem ruszające czołgi niemieckie w liczbie pięciu czy sześciu z osłoną zrobioną z kobiet. Wśród kobiet znajdowali się żołnierze niemieccy z hełmami pozasłanianymi chustkami kobiecymi, a na mundury mieli narzucone damskie płaszcze. Czołgi jechały w stronę ul. Piusa XI. Po około godzinie czołgi wróciły bez osłony. Jeden z nich nosił ślady ognia. Co się stało z kobietami, czy zdołały uciec na stronę powstańczą, czy zginęły, nie wiem.

W kasynie wszyscy razem przenocowaliśmy. Była tu zgrupowana ludność z al. Róż, Al. Ujazdowskich do ul. Szopena, Koszykowej do Natolińskiej, al. Przyjaciół, części 6 Sierpnia do Natolińskiej, Służewskiej.

Czy z niektórych domów tego terenu była brana ludność na gestapo przed 5 sierpnia, nie wiem.

Następnego dnia (6 sierpnia) Niemcy rozdzielili nas. Kobiety, jak sami mówili, miały pójść do swoich „bandytów”, mężczyźni – „na miejsce przeznaczenia”.

Wyprowadzili nas na dziedziniec gestapo. Najpierw spośród nas wyciągnęli wszystkich Żydów, oczywiście między nimi i tych, którzy przypominali Żydów. Mój brat Józef Rodak (zam. obecnie Myśliwiecka 11 m. 13) był także uznany za Żyda. Tych mężczyzn wprowadzili do piwnic gmachu gestapo. Następnie resztę mężczyzn wprowadzali mniej więcej czterdziestkami do gmachu gestapo. Ja stałem w ostatniej czterdziestce, gdy nagle usłyszałem głos znajomego Niemca, który mieszkał w naszym domu do 1942 roku, niejaki burmistrz Dürfelt. Podszedłem do niego, prosząc, by potwierdził, że mój brat nie jest Żydem. W wyniku naszej rozmowy zostaliśmy obaj z bratem i jeszcze kilku mężczyzn odstawieni przez jednego z gestapowców do domu nr 12 przy ul. Litewskiej. Mój brat był cały zakrwawiony, gdyż wprowadzając do piwnic, Niemcy co trzeciego mężczyznę bili. On był właśnie jednym z trzecich. W domu nr 12 przy Litewskiej był między innymi prof. dr Badmajeff. Stołowaliśmy się tutaj wraz z bratem u ślusarza Sadowskiego, zamieszkałego obecnie nadal w tym domu. 7 sierpnia 1944 gestapo całą ludność z Litewskiej zebrało na ulicy. Mieli nas brać w aleję Szucha. Jednak nikogo nie wzięli tego dnia, gdyż każdy legitymował się przekonywującymi Niemców papierami. W okresie do 19 sierpnia widziałem przez okno pokoju, w którym mieszkałem wraz bratem, wjeżdżające z al. Szucha do domu nr 14 przy Litewskiej platformy konne załadowane ubraniami męskimi. Na wierzchu leżały kenkarty. Platformy te popychali więźniowie polscy zatrzymani do roboty, a mieszkający w domu nr 14.

Co się działo z tymi ubraniami, nie wiem. Przypuszczam, że były palone. W nocy słyszałem często strzały seryjne, do kogo kierowane, nie wiem.

19 sierpnia 1944 roku, wraz z dwiema kobietami, które znalazły się w domu nr 12 przy Litewskiej i kapitanem rosyjskim z ul. Oleandrów, mieliśmy uciekać samochodem z terenów zajętych przez gestapo. Czekając na samochód w al. Szucha, widzieliśmy trzy grupy mężczyzn w liczbie około 50 osób, prowadzone czwórkami na teren Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych. W ostatniej grupie poznałem Kozubskich (dwóch braci z Sielc) i Arenta (zam. Czerniakowska 128). Do tej pory nie ma o nich żadnej wiadomości. Z odkrycia tych znajomych wywnioskowałem, że były to grupy ludności wzięte z terenu Czerniakowa, Sielc, Siekierek.

Samochodem kapitana Rosjanina udało nam się szczęśliwie wyjechać Rakowiecką, Wołoską na Okęcie. Na rozdrożu Nadarzyn – Grójec wysiedliśmy. We wsi Henryków u rodziny przebywaliśmy już do dnia wyzwolenia Warszawy.

Na tym protokół zakończono i odczytano.