APOLONIA GRZYB

Dnia 22 sierpnia 1946 r. w Hrubieszowie. Sąd Grodzki w Hrubieszowie, w osobie sędziego K. Zenbrynowicza, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Apolonia Grzyb
Wiek 53 lata
Imiona rodziców Andrzej i Maria
Zajęcie robotnica
Wyznanie katoliczka

13 stycznia 1943 r. wywieziona zostałam z Uchań razem z wysiedlonymi mieszkańcami do obozu w Zamościu, a stamtąd 3 lutego do Oświęcimia. Tam oddzielono kobiety i dziewczęta od mężczyzn. My, kobiety, zostałyśmy doprowadzone do umywalni, gdzie ścięto nam włosy maszynką i zabrano wszystkie rzeczy i żywność. Tam w tej zimnej umywalni puszczano na nas zimną wodę, a w drugiej zimnej sali dano nam łachy do przebrania się.

Później wzięto nas do pracy, dokąd trzeba było iść 15 km. Po drodze, kto zostawał z tyłu, rzucały się na niego psy i gryzły i słabą osobę musiałyśmy nieść na kijach na miejsce pracy i stamtąd z powrotem do obozu. Zazwyczaj takie osoby zostawały przed blokiem i wywozili je do spalenia. Kiedy wróciłyśmy z pracy, zrobiono apel specjalny i w czasie tego apelu wybrali szereg osób do baraku 26, skąd w nocy zabrano je do krematorium, na spalenie. Syna mego Stanisława, 12-letniego, którego też wzięli do Oświęcimia, w jakiś miesiąc potem razem z innymi dziećmi spalili jako niezdolnego do pracy. W moim bloku ogłoszono, że starsze i słabsze kobiety mogą przejść do bloku nr 26, gdzie do maja będą odpoczywać i dopiero w maju wezmą je do pracy. Dużo kobiet zgłosiło się i te – jak dowiedziałyśmy się – zostały spalone. W czasie pracy bito nas, znęcano się nad nami. Przez pierwsze trzy miesiące raz na tydzień dziesiątkowali, tzn. co dziesiątą osobę zabierano do bloku 26 i palono w piecach. Jedzenie było bardzo marne. Najczęściej zupa brukwiana, a na śniadanie i kolację – herbata z pokrzywy. Dziennie ćwierć bochenka chleba wojskowego.

W sierpniu 1944 r. z tysiącem kobiet zostałam wywieziona do pracy w fabryce w Berlinie. Mieszkałyśmy w lagrze aż do czasu zbombardowania obozu, po czym po dwóch dniach wywieziono nas do Sachsenhausen, gdzie dostawałyśmy tylko 0,5 l zupy dziennie i 1/25 bochenka chleba. Z Sachsenhausen piechotą gnali nas przez dwa tygodnie bez jedzenia i po drodze zabijali tych wszystkich, którzy nie mogli iść.