ZENON BUJALSKI

Warszawa, 6 maja 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Zenon Paweł Bujalski
Data i miejsce urodzenia 15 stycznia 1912 r., Krukówek
Imiona rodziców Kazimierz i Stanisława z Morzyckich
Zawód ojca rolnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zawód urzędnik
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wiśniowa 48 m. 6
Karalność niekarany

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w moim mieszkaniu przy ul. Kazimierzowskiej 85. W dniu 2 sierpnia 1944 r. rano Niemcy – SS-mani ze Stauferkaserne –wpadli do naszego domu, jak i domów sąsiednich przy ul. Rakowieckiej, i krzykiem raus wypędzali całą ludność. Zostaliśmy spędzeni razem z kobietami i dziećmi do pawilonu „b” (świadek pokazuje na sporządzonym przez świadka Grzelskiego szkicu) gmachu Stauferkaserne. Po mniej więcej trzech godzinach Niemcy z pawilonu „b” wybrali wszystkich mężczyzn (zostawiając tylko starców z dziećmi na rękach) na podwórze i ustawili nas pod ścianą pawilonu „d”, kobiety zaś zostały przeprowadzone do pawilonu „d”. Zauważyłem, że pod ścianą pawilonu „d” stoją i mężczyźni, którzy nie byli z nami spędzani. Co chwila też przyprowadzali Niemcy nowe grupy mężczyzn. O godz. 8.00 wieczorem kobiety zostały wypuszczone. Nas tymczasem podzielono na grupy: w rogu przy pawilonie „b” zostali ustawieni volksdeutsche, w przeciwnym rogu pawilonu „b” ci Polacy, którzy nie posiadali dowodów, pod ścianą pawilonu „d” reszta mężczyzn z dowodami.

Komendantem Stauferkaserne był Obersturmführer Patz. Przez tłumacza objaśnił on nam, że jesteśmy wzięci jako zakładnicy za zamordowanie przez powstańców pięciu tysięcy rannych Niemców w szpitalach niemieckich i za tę zbrodnię będziemy teraz rozstrzelani. Niemcy zaczęli strzelać z karabinu maszynowego ustawionego pod ścianą „b” (świadek w dalszym ciągu opiera się na szkicu sporządzonym przez świadka Grzelskiego) w kierunku mężczyzn stojących pod ścianą „d”. Jednak strzelanina ta okazała się tylko szykaną ze strony SS-manów. Strzelali oni bowiem nad głowami stojących. Po tej „egzekucji” znów Obersturmführer Patz oznajmił przez tłumacza, że będziemy zatrzymani jako zakładnicy i jeżeli do trzech dni powstanie nie upadnie, wszyscy zostaniemy rozstrzelani. Potem umieszczono nas w koszarach. Ja zostałem przydzielony do pawilonu „c”. Po pięciu dniach przyszedł komendant i oznajmił nam, że nie będziemy rozstrzelani, ale także nas nie wypuszczą. Poprzednio dowiedziałem się, że w pierwszych dniach naszego pobytu (daty dokładnie nie pamiętam) z pawilonu „b”, gdzie siedzieli volksdeutsche z Polakami podejrzanymi z braku dokumentów, Niemcy dwukrotnie wyprowadzili po kilkunastu mężczyzn i pod ścianą pawilonu „b” rozstrzelali. Widziałem w dzień po egzekucji, kiedy wyszliśmy na obiad, który nam przynosiły kobiety codziennie między godz. 12.00 a 2.00, na podwórzu Stauferkaserne, na murze pawilonu „b” ślady kul, zaś na piasku pod ścianą świeże ślady krwi. Podobno, słyszałem to od Niemców, w tym miejscu częściej były dokonywane egzekucje na ludności sprowadzonej z pobliskich ulic.

Mniej więcej w połowie sierpnia ogłoszono nam, że jeżeli kobiety nasze nie rozbiorą barykad powstańców, wybudowanych w pobliżu oddziałów niemieckich, to zostaniemy zagłodzeni. Delegacja kobiet z białymi chorągiewkami poszła do powstańców z tym żądaniem Niemców. Jednak powstańcy odpowiedzieli, że barykady nie rozbiorą, a za zagłodzenie mężczyzn w Stauferkaserne, zagłodzą jeńców niemieckich. Dlatego groźba SS-manów nie doszła do skutku.

Około 28 sierpnia przyjechali na teren Stauferkaserne gestapowcy z al. Szucha. Kazali mężczyznom z pawilonu „c” i „d” sporządzić listy osób z wyższym wykształceniem. Ponieważ w pawilonach panowała niezgodność wśród zakładników, czy podawać te listy, czy nie, więc Niemcy kazali wszystkim wyjść na podwórze wewnętrzne i ustawić się pod ścianami pawilonu „c” i „e”, po czym sami wybrali około 60 mężczyzn, wśród których była minimalna ilość robotników i oświadczyli, że biorą ich do zakopywania trupów w al. Szucha. Żaden z wziętych wówczas mężczyzn nie wrócił, o ile wiem, do dnia dzisiejszego.

29 sierpnia 1944 r. uciekłem ze Stauferkaserne do mego domu przy ul. Kazimierzowskiej 89.

Poza tym, co zeznałem o Stauferkaserne, mam wiadomości od naocznego świadka (nazwiska nie pamiętam, ale w najbliższym czasie dostarczę) o zbrodni popełnionej na terenie więzienia mokotowskiego.

Wiem także od mieszkańców z ul. Narbutta 27 albo 27a, że z jednego z tych domów wybrali Niemcy wszystkich mężczyzn i rozstrzelali. Nie wiem, czy zbrodni tej dokonali na miejscu, czy też w Stauferkaserne.

W czasie powstania w naszym domu mieszkały dwie panie: Maria Sitarek, lat 27 i Maria Siwcówna, które były szpiegami niemieckimi i ze strony powstańców wszystkie wiadomości przenosiły do Niemców. Poza nimi w czasie powstania mieszkał w naszym domu inż. Eugeniusz Tilinger, lat 47, który pełniąc funkcję Leitera i tłumacza w naszym domu, wysługiwał się Niemcom. Prócz tego, że od Polaków brał okup za to, że nie wyda ich w ręce niemieckie, rozbijał piwnice i rabował okoliczne domy. Zdobytymi przedmiotami dzielił się z mieszkającym w naszym domu gestapowcem, tzw. komisarzem. Poza tym dopuszczał się i innych świństw.

Na tym protokół zakończono i odczytano.