15 lutego 1946 r. w Warszawie asesor sądowy Antoni Krzętowski, delegowany do Oddziału Warszawa Miasto-Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną osobę w charakterze świadka, bez przysięgi. Świadek została uprzedzona o obowiązku mówienia prawdy oraz o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Zofia Czyżewska |
Imiona rodziców | Paweł i Marianna |
Data urodzenia | 19 września 1904 r. |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Rakowiecka 9 |
Zajęcie | woźna w szkole gospodarstwa wiejskiego |
Wykształcenie | jedna klasa szkoły powszechnej |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Karalność | niekarana |
Byłam dozorczynią domu przy ul. Rakowieckiej 15. Niemcy w czasie powstania przyszli do naszego domu po raz pierwszy 4 sierpnia 1944 roku. Wpadli całą chmarą, z wielkim krzykiem, rozbiegli się po mieszkaniach i zaczęli wypędzać lokatorów, każąc im zebrać się na ulicy przed domem. Na miejscu w mieszkaniu zastrzelili emeryta kolejowego Kochańskiego (który, będąc chory, nie mógł opuścić łóżka) oraz jego żonę, która nie chciała odejść od męża. Ponadto na podwórzu naszego domu, pod murem, z karabinów ręcznych rozstrzelali sześć innych osób. Działo się to na moich oczach. Zastrzeleni wówczas zostali 1) Feliks Czyżewski, mój mąż, 46 lat; 2) Kazimierz Sokol, robotnik, około 30 lat; 3) Józef Jackowski, robotnik, trzydzieści kilka lat; 4) Stanisław Szlenkier, majster malarski, około 30 lat, 5) Józef Anioł, 13 lat oraz 6) nieznany mi z nazwiska młody doktor w wieku poniżej 30 lat, który mieszkał jako sublokator u lokatora Gorzejowskiego.
Niemcy na moich oczach podpalili dom, rzucając do mieszkań granaty ręczne.
Czy uprzednio rozlali tam jakiś łatwopalny płyn, nie wiem. Ja tego nie widziałam. W każdym bądź razie dom od razu stanął w płomieniach.
Nas Niemcy umieścili w koszarach przy ul. Rakowieckiej, gdzie trzymali nas przez trzy dni, po czym wypuścili na wolność. W koszarach w ciągu tych trzech dni Niemcy nie dali nam nic do jedzenia, a tylko raz na dzień dawali dla dzieci wodnistą zupę w ilości około ćwierć litra.
W sąsiadującym z naszym domu, znajdującym się przy ul. Sandomierskiej zdaje się 21, Niemcy zabili właściciela sklepu nazwiskiem Lipke oraz jego dwie córki. Było to w tym samym dniu 4 sierpnia. Prócz Lipkego i jego córek Niemcy w domu tym zabili jeszcze więcej osób, lecz ja nie znam ich nazwisk, ani też nie potrafię wskazać liczby ofiar.
Odczytano.