KAZIMIERA CHODYCZKO

Warszawa, 29 lipca 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Kazimiera Chodyczko
Data i miejsce urodzenia 25 grudnia 1905 r., Wohyń, pow. Radzyń Podlaski
Imiona rodziców Józef i Maria z d. Słobodzińska
Zawód ojca rolnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zawód zakonnica
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Racławicka 14
Karalność niekarana

W chwili wybuchu powstania warszawskiego wraz z innymi siostrami (w łącznej liczbie od 30 do 40) znajdowałyśmy się w naszym zakładzie sióstr franciszkanek przy ul. Racławickiej 14. Pod koniec sierpnia lub w początkach września 1944, po zbombardowaniu szpitala s.s. elżbietanek przy ul. Goszczyńskiego ranni ze szpitala – liczby ich nie znałam – wraz z personelem przenieśli się do naszego zakładu, w którym w ten sposób powstał prowizoryczny szpital, mieszczący w suterenach i na korytarzach około 70 rannych. Oprócz nich znajdowali się w naszym zakładzie także uciekinierzy, a to grupa około 30 dzieci w wieku od niemowlęcego do 11 – 12 lat oraz nieduża liczba starców i matek z dziećmi.

Pozostali uciekinierzy, którzy byli przedtem, opuścili nasz zakład po sprowadzeniu się do niego rannych. W ostatnim tygodniu przed kapitulacją rozpoczęło się i trwało nieustannie przez cały tydzień silne ostrzeliwanie naszego zakładu (nie wiem, z jakiej broni), które spowodowało powstanie około pięciu dużych wyłomów w ścianach od strony Okęcia.

W dniu kapitulacji Mokotowa na teren naszego zakładu wkroczyli żołnierze niemieccy, którzy zaraz pytali, ilu zabitych znajduje się w zakładzie na skutek jego ostrzeliwania przez czas ostatni. Zdziwili się, gdyśmy oświadczyły, że zabitych nie ma, tylko zmarli na skutek ran w szpitaliku. Niemcy od razu kazali nam natychmiast opuścić zakład i wynieść rannych na Wyścigi.

Wydaje mi się, że ci żołnierze należeli do Wehrmachtu, natomiast gestapo i Ukraińcy pokazali się na św. Michała, a więc 29 września.

Ponieważ same nie potrafiłyśmy wynieść rannych, a nie chciałyśmy ich zostawiać, zakładu nie opuściłyśmy, tym bardziej, że z PCK przyrzeczono nam interwencję na rzecz rannych. Istotnie, 29 września 1944 roku przysłano furmanki z okolic podwarszawskich. Ułożyłyśmy na nich rannych i wozy odjechały na teren wyścigów konnych. Część sióstr pojechała wraz z nimi, natomiast ja z pozostałymi wyszłyśmy po nich, zabierając ze sobą dzieci. Idąc trasą według wskazań posterunków niemieckich, doszłyśmy na Wyścigi. Tego samego dnia nocą wywieziono nas, to znaczy siostry z dziećmi, starcami i matkami, do Pruszkowa, a dalej do Wolbromia.

Na tym protokół zakończono i odczytano.