JAN BOGDANOWICZ

9 kwietnia 1946 r. w Piotrkowie sędzia śledczy P. Królikowski przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Bogdanowicz
Wiek 52 lata
Imiona rodziców Edmund i Maria
Miejsce zamieszkania Piotrków, ul. Rycerska 8
Zajęcie lekarz specjalista chorób dziecięcych
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność nie

1) Od 1–7 sierpnia 1944 roku nie było na terenie Szpitala im. Karola i Marii grup powstańczych ani żadnych punktów oporu czy umocnień. Linie obrony powstańczej biegły poza szpitalem przez ulicę Żytnią i Karolkową. Z terenu szpitala nie padł ani jeden strzał przeciwko Niemcom.

Do szpitala byli przyjmowani ranni: ludność cywilna, ranni oddziału powstańczego, ranni jeńcy niemieccy.

2) Wypędzenie personelu ze szpitala im. Karola i Marii związane było z akcją wypadową Niemców z terenu szpitala na Karolkową. Niemcy zbudowali okopy na terenie szpitala, wysadzili jeden budynek w powietrze i na terenie szpitala ustawili ciężkie karabiny maszynowe oraz granatnik.

3) W dniu 6 sierpnia w godzinach rannych weszły pierwsze oddziały niemieckie (z rozmów – podawali się jako Azerbejdżanie, specjalne oddziały szturmowe SS, mówili kiepsko po niemiecku, źle po rosyjsku a specjalną gwarą „adżame”. Oficerami byli Niemcy).

Najprzód zabrali personel z budynku gospodarczego i wyprowadzili za miasto, potem kazali personelowi na oddziale chirurgii zabrać rannych na nosze. Wzięto część rannych wobec braku noszy i personelu. Po drodze, na rogu Młynarskiej i Leszna, bez powodu kazano wystąpić z grupy lekarzowi, dr. Kmicikiewiczowi, pod mur i zastrzelono go. Prowadzący konwój co jakiś czas zatrzymywali go, kazali stawać personelowi pod ścianą i grożono rozstrzelaniem. Po dojściu do Szpitala Wolskiego chorym pozwolono położyć się do łóżek, ale rozkaz ten po chwili został odwołany i kazano zabrać ich z powrotem. (Paru rannym udało się schować w gmachu). Odniesionych rannych kazano personelowi zostawić pod bramą szpitala, a personelowi cofnąć się do gmachu. Rannych tych wystrzelano (według słów ludności cywilnej, którą zmuszono do zabrania rannych i przeniesienia na inne miejsce). W każdym razie, gdy personelowi chirurgicznemu kazano opuścić znowu szpital, nie było już nikogo przed bramą.

Po opróżnieniu oddziału chirurgicznego z personelu rozpoczęli Niemcy palenie szpitala. Oddział chirurgiczny został podpalony mimo obecności rannych. Ponieważ pełniąc na terenie szpitala funkcję kierownika, chciałem zostać do końca wraz z chorymi dziećmi i byłem na oddziale S2 – zaalarmowany zostałem przez dr Gacównę, że pali się chirurgia – poszliśmy ratować rannych. Po wyciągnięciu pięciu rannych na dwór zostaliśmy wypchnięci z oddziału przez Niemców, przy czym z trudem udało nam się obronić już wyniesionych przed zastrzeleniem. Część rannych sama wyczołgała się na dwór. Pożar na szczęście nie objął całego gmachu, a spalono tylko salę chirurgiczną, gabinet lekarski i gipsownię oraz kuchnię. Ponieważ nie mieliśmy dostępu przez parę tygodni do gmachu – trudno powiedzieć, co się stało z resztą rannych tego oddziału.

W godzinach rannych, przed wejściem Niemców, szpital został przez nich ostrzelany granatnikami, przy czym została ciężko ranna, a dnia następnego dobita przez Niemców pielęgniarka Stobierska.

Po spaleniu oddziału chirurgicznego Niemcy podpalili (po obrabowaniu go) oddział gospodarczy z mieszkaniami pielęgniarek, potem oddział dyfteryczny i oddział obserwacyjny (oba puste, bez chorych).

Przez cały 6 sierpnia z całego szpitala pozostał jeden pawilon z chorymi dziećmi – pawilon V – w którym pozostało 40 dzieci, w tym ośmioro niemowląt. Dzieci nie miały co jeść i pić. Na prośbę o pozwolenie przyniesienia żywności z oddziału gospodarczego (przed spaleniem) oświadczono mi, że mogę posłać „młodą pielęgniarkę”. Wobec faktu zgwałcenia jednej z pielęgniarek, która oddaliła się sama z budynku (p. K.), nie zgodziłem się na to, Niemcy zaś nie chcieli, żebym towarzyszył pielęgniarce. Ponieważ płomień z palących się obok budynków zagrażał pawilonowi V, zdecydowaliśmy wynieść dzieci i część chorych rannych na dwór. Kolejno w nocy dwukrotnie zmuszeni byliśmy wnosić i wynosić dzieci, przy czym Niemcy zupełnie nie interesowali się ich losem, cofnąwszy się dla bezpieczeństwa w głąb szpitala do budynku ambulatorium.

Nad ranem 7 sierpnia podpalili Niemcy róg budynku 5 (laboratorium). Dzieci i dorośli ranni (około 105 osób) zastali wyrzuceni na dwór w dwu grupach – po lewej i prawej stronie budynków szpitalnych.

W tym czasie Niemcy rozpoczęli znowu atak na ul. Karolkową (trwał on bez ustanku cały 6, noc z 6 na 7 i 7 sierpnia). W czasie obustronnej strzelaniny – przy czym Niemcy umieścili karabin maszynowy wśród dzieci na noszach – została zabita część dzieci i chorych oraz ranne dwie pielęgniarki: Dąbrowska i Broniewska.

Jedna z grup została przez Niemców wypuszczona ze szpitala podczas silnego ostrzału już o 7.00 – 8.00 rano, przy czym udało jej się zabrać tylko część dzieci – te, które dało się wziąć na ręce i na jedne nosze.

Grupa ta po przejściu do Szpitala Wolskiego uruchomiła patrol sanitarny kobiecy (mężczyznom Niemcy nie pozwolili wyjść z gmachu) – który wracając parokrotnie tego dnia w czasie ostrzału doniósł paru ocalałych rannych dorosłych i resztę dzieci (troje postrzelonych).

Pielęgniarka Dąbrowska, która była z drugą grupą aż do godz. 3.00 po południu, idąc po wodę dla rannych, została posądzona o szpiegostwo i ledwo uratowana.

4) Oficerami – SS – Niemcy – żołnierze z grupy dywizji pomocniczych (Tatarzy, Azerbejdżanie).

5) Będąc od rana 6 sierpnia w pawilonie V wraz z dziećmi, podałem dane dotyczące oddziału chirurgicznego według opisu zebranego przeze mnie po wyjściu z Warszawy od kolegów, zwłaszcza dr. Tadeusza Hroboniego (Warszawa, al. Niepodległości 132 lub Szpital Wolski). Zwłaszcza dane dotyczące oddziału 5.

6) Jak wyżej (dr T. Hroboni) ewentualnie Andrzej Tymowski (Wydział Prawny Uniwersytetu Warszawskiego, Dom Akademika, ul. Polna 50)

7) Jak wyżej (dr T. Hroboni)

8) Pielęgniarka Dąbrowska (sanatorium w Otwocku jako pielęgniarka)

9) Rozgrabiono ewentualnie spalono: duże zapasy żywności, spirytusu czystego lekarskiego, kuchnię, sprzęt chirurgiczny, dwa rentgeny, spalono laboratorium, ograbiono i spalono wszystkie mieszkania prywatne personelu w szpitalu, zniszczono całkowicie urządzenia szpitalne.

Dane podane przeze mnie muszą być uzupełnione danymi dr Tadeusza Hroboniego, pielęgniarki Dąbrowskiej oraz uratowanego rannego Andrzeja Tymowskiego (adresy podane w historii powyżej).

Tak zeznałem i odczytano.