CECYLIA BORKOWSKA

Stoczek Węgrowski, 31 marca 1988 r.

Cecylia Borkowska

Stoczek

Główna Komisja Badania
Zbrodni Hitlerowskich w Polsce
Warszawa, Al. Ujazdowskie 11

W czasie okupacji hitlerowskiej moi rodzice udzielali pomocy prześladowanym Żydom, w wyniku czego oboje stracili życie. Zginęli również przez to moi dwaj bracia. Hitlerowcy spalili też nam dom i zabudowania gospodarcze. Aby uzyskać odszkodowanie z tego tytułu, dotarłam w ubiegłym roku do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, gdzie dowiedziałam się z przykrością, iż tragedia mej rodziny nie ma potwierdzenia w rejestrze zbrodni hitlerowskich.

Opisując zdarzenia z lat 1924–1944 [sic!], bardzo proszę o zbadanie i urzędowe potwierdzenie faktu zbrodni okupantów hitlerowskich popełnionych wobec mojej rodziny.

Ojciec mój Stanisław Postek, mieszkający w czasie okupacji wraz z całą rodziną w Stoczku Węgrowskim przy ul. Leśnej 15, miał znajomych Żydów w Warszawie. Kiedy Niemcy nasilili prześladowania, rodzina tych Żydów dotarła do nas i prosiła o ukrycie. Pamiętam, że ta rodzina liczyła trzy osoby. Nazwiska ich niestety nie znam. Żydów tych rodzice ukryli w schronie zrobionym w piwnicy na ziemniaki. Kiedy w sierpniu 1942 r. hitlerowcy wyłapywali Żydów w Stoczku, aby wywieźć ich do Treblinki, pewien nasz dobry znajomy Żyd Hajkiel prosił o ukrywanie go przez kilka miesięcy. Rodzice nie odmówili mu pomocy. Ojciec wykopał schron ziemny, w którym Hajkiel ukrywał się początkowo sam, a po dwu miesiącach z trzema innymi Żydami, którzy dołączyli do niego. W 1943 r. po buncie w Treblince sporo Żydów zbiegło z obozu, w tym kilku mieszkańców Stoczka. Wśród uciekinierów, którzy dotarli do naszego domu, byli dwaj mężczyźni o nazwisku Majorek i ich siostra z dzieckiem. Pozostałych sześciu osób wcześniej nie znałam. Nie znam też ich nazwisk. Niektórzy uciekinierzy byli ranni i zostali u nas opatrzeni, a następnie umieszczeni w schronie, w którym przebywał już Hajkiel z trzyosobową grupą. Tak dużej liczbie osób moi rodzice nie byli w stanie zapewnić wyżywienia. Ojciec dostarczał do schronów ziemniaki i chleb pieczony przez matkę. Wiele żywności Żydzi musieli zdobywać nocą sami. W nocy też przygotowywali posiłki. Tak było do września 1943 r. Niemcy 5 września 1943 r. urządzili w Stoczku obławę, ustawiając m.in. posterunki wzdłuż lasu, który przylega do miasteczka. Mieszkaliśmy właśnie przy tym lesie. Ponieważ Niemcy bardzo uważnie obserwowali nasze zabudowania, poczęliśmy opuszczać dom. Najpierw wyszły dwie siostry – Zofia i Maria, potem brat Franciszek zabrał krowę na pastwisko i też uciekł. Ja z najmłodszym bratem Jerzym poszliśmy do szkoły. Dwaj bracia – Henryk i Wacław – oraz rodzice nie zdołali uciec. O godz. 10.00 podeszła do mnie nauczycielka p. Zofia Kościukiewicz i powiedziała, żebym nie szła do domu, tylko do krewnych, bo znaleziono gdzieś Żydów. Udałam się wraz z bratem Jerzym do wsi Marianów. Tam dowiedzieliśmy się, że ojciec i dwaj bracia zostali wywiezieni, a matka zabita. W listopadzie 1943 r. moi bracia Henryk i Wacław, więzieni przez Niemców na Pawiaku, powrócili do domu. Ojca zabrano do Oświęcimia, skąd już nie wrócił. Bracia opowiedzieli przebieg zdarzeń po moim wyjściu z domu 5 września 1943 r.

W pewnej chwili Niemcy przyszli do ojca i powiedzieli, że widzieli jakichś obcych ludzi, którzy zniknęli na tym podwórku. Kazali ojcu otworzyć piwnicę, w której ukrywała się grupa sześciu Żydów z Warszawy. Zaprowadzono ich do lasu i rozstrzelano. Następnie Niemcy przeprowadzili gruntowną rewizję i znaleźli drugi schron z jedenastoma osobami. Jeden z Żydów zaczął uciekać i został zastrzelony. Pozostałym Żydom oraz ojcu i braciom kazano położyć się na ziemi, po czym Żydów zabito. Ojcu memu i braciom kazano wstać i wykopać dół na podwórzu. W międzyczasie Niemcy przyprowadzili ok. dziesięciu Polaków i kazali im wrzucić ciała do dołu i zakopać. Ojca mego i braci Niemcy zabrali z sobą, początkowo do swej kwatery w Sadownem, a po trzech dniach na Pawiak. W domu pozostała matka. Po zakopaniu pomordowanych Żydów Niemcy opuścili zagrodę, lecz po pewnym czasie wrócili, aby ukarać matkę za pieczenie Żydom chleba. Każdy z przybyłych Niemców bił moją matkę kijem. Bestialsko zmasakrowana, zmarła następnego dnia: 6 września 1943 r. Daleki krewny pochował ją na miejscowym cmentarzu 8 września 1943 r. Bracia – Henryk i Wacław – początkowo zwolnieni z więzienia, zostali w czerwcu 1944 r. ponownie zabrani przez Niemców (podobno na przesłuchania), po czym wszelki ślad po nich zaginął.

Po wojnie, we wrześniu 1945 r. zwłoki Żydów, zakopane na naszym podwórzu, zostały wydobyte i pochowane na cmentarzu w Stoczku. Z ekshumacji tej podobno sporządzony był jakiś dokument.

W Stoczku żyje jeszcze wiele osób mogących potwierdzić podane przeze mnie fakty.

Bardzo proszę o zbadanie i tej zbrodni.